wtorek, 30 kwietnia 2013

Informacja! ;)

Niestety to nie epilog.  Jestem w trakcie pisania, ale nie wiem kiedy dokładnie się pojawi...musicie być
cierpliwi ;D Chciałabym was tylko zaprosi tutaj na bloga mojej naj naj najlepszej przyjaciółki ♥. Jeśli ktoś ma ochotę na czytanie jej opowiadania o.... różnych rzeczach, o nieszczęśliwej miłości i w ogóle o życiu, to zapraszam w jej imieniu! Będzie wdzięczna i ja również ;D Buziaczki!


Enjoy!!

sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział 14 - Chcę Ci coś powiedzieć, za nim Cię opuszczę

  Hej wszystkim!! Rozdział 14...ostatni rozdział na tym blogu nie licząc epilogu. Miałam go dodać wczoraj, ale z racji, że strasznie się źle czułam, to dodaje go dziś ;) Rozdział jest bardzo smutny, ale tak musiało być. Chciałam przedłużyć tego bloga ale nie miałam żadnych pomysłów. Widzę, że prolog do Your eyes...wam się spodobał z czego jestem bardzo zadowolona. No nic,pytania do mnie lub do postaci to tutaj.

Enjoy!!! 

But I wanna tell them

I wanna tell the world


That you’re mine....



 ~ Perspektywa Baby Cakes ~


Kiedyś, jakieś trzy lata temu, gdyby ktoś powiedział mi, że spotka mnie w moim krótkim życiu, moja pierwsza prawdziwa miłość, za którą byłbym w stanie oddać wszystko co mam, wyśmiałbym go w twarz. Przecież ja Harry Styles nie mógłbym się zakochać po jednym spotkaniu.

To irracjonalne.

Na domiar wszystkiego, gdyby ktoś powiedział mi, że tą osobą, dla której stracę głowę będzie mężczyzna, padłbym na ziemię i nie mógłbym powstrzymać śmiechu. A jednak patrząc na to wszystko uświadamiam sobie, że nigdy nie wiadomo, co los nam przyniesie i przede wszystkim, nie należy tego odrzucać ani unikać. A ja odpychałem myśl o tym, że mogę być gejem...to był błąd.

Spotykając Louisa, tak naprawdę przez myśl mi nie przeszło, że jest on tak cudownym chłopakiem. Gdy połączono nas w zespół, tym samym poznając go bliżej odkryłem, że jest osobą wartościową, która dąży do wyznaczonych sobie celów i nie poddaje się mimo przeciwności losu. Wtedy też zrozumiałem, że uczucie, które jego darzę nie jest przyjaźnią, która między nami narosła. Po prostu się w nim zakochałem. Przez dłuższy czas, nie chciałem przyznać się przed tym, przed samym sobą, ale potem stwierdziłem, że nie mogę wiecznie uciekać przed moimi uczuciami. Uczuciami, które są tak bardzo mocne i wyraźne.

Ten chłopak nauczył mnie też, że lepiej jest znaleźć jedną osobę, którą będziesz mógł nazwać prawdziwym przyjacielem, niż tkwić w gronie osób, które jedno twoje potknięcie rozpowiedziałyby wszystkim osobą lubiącym dokuczać innym. Uświadomił mnie też, że nie trzeba się wstydzić tego, kim się jest. Nawet jeśli inni nie odbieraliby ciebie pozytywnie, najważniejsze jest, abyś ty sam miał do siebie szacunek.


  Lekarz powiedział, że jeżeli do czterdziestu ośmiu godzin nie wedrze się infekcja do organizmu, choroba ustąpi. Cieszyłem się ogromnie, bo to oznaczało, że jeszcze długie lata przed nami i będę mógł zrobić z nim jeszcze więcej szalonych rzeczy, niż do tej pory.

To wszystko było takie nagłe. Najpierw Louis czuł się dobrze. Potem coś się zmieniło. Jego stan gwałtownie się pogorszył, a lekarze nie mieli innego wyjścia niż operowanie Louis'ego.

- Mogę się z nim zobaczyć? - zapytałem, kiedy lekarz skończył mówić.

 - Ale tylko jedna osoba - powiedział, uważnie patrząc się na wszystkich zgromadzonych na korytarzu. Mimo tych godzin nikt nie odszedł. A wręcz przeciwnie, niektórzy dołączyli. Przybyli rodzice Louisa, moi, Simon, Paul, Stan, Lou, Tom, Kate, Sarah. Wszyscy czekali. Wszyscy, którzy lubili Louisa. I nie przeszkadzło im to, że się ze mną spotykał. Oni tak naprawdę cały czas nas wspierali. W tych wszystkich trudnych chwilach...zawsze byli przy nas.

Mama Louisa od razu kiwnęła twierdząco głową. Spojrzała na syna przez dużą szybę, łapiąc się za usta. Widziałem, że powstrzymywała płacz. Jej mąż objęł ją, dodając jej w ten sposób choć trochę otuchy. Spojrzała na mnie i skinęła twierdząco głową, dając mi tym samym pozwolenie na wejście.

- Louis powinien zacząć wybudzać się za niedługo. Powinniśmy być dobrej myśli - oznajmił lekarz, zostawiając nas samych.

Podszedłem do drzwi, po czym wszedłem powoli do pomieszczenia. Zlustrowałem twarz Louisa, czując mocne ukłucie w sercu. Naprawdę bałem się o niego. I chociaż Louis przeszedł operację bez zbędnych komplikacji, zagrożenie nadal było.

Podszedłem powoli do łóżka, nie odrywając wzroku od jego twarzy. Znałem każdy jej milimetr na pamięć. Z przymkniętymi powiekami wyglądał, jakby właśnie spał. A usta…lekko rozchylone, były teraz bledsze niż zwykle. Rozrzucone wokół, ciemne włosy kontrastowały z białą pościelą, której nienawidził. U nas zawsze musiała być kolorowa. Takie przyzwyczajenie...

Louis wyglądał jak bezbronny chłopiec, którego tak bardzo pokochałem za jego podejście do świata. Usiadłem niepewnie na niskim taborecie, który postawiony był zaraz obok małej szafeczki przy łóżku, na którym leżał chłopak. Ostrożnie ująłem jego dłoń, lekko muskając ją wargami. Bałem się, że mogę go skrzywdzić samym dotykiem, czy moją obecnością.


~~~*~~~


Nie minęło wiele czasu. Byłem pewien, że nie minęła nawet godzina, jak Louis zaczął się powoli wybudzać. Oczywiście zaraz po otworzeniu oczu, odetchnął głęboko, zaciskając mocniej palce na mojej dłoni.

- Bałem się, że Cię nie zobaczę - wychrypiał i odetchnął głośno z ulgą.

- Obiecałem, że będę. A ja obietnic zawsze dotrzymuję - zauważyłem, nachylając się w jego kierunku i składając na jego ustach delikatny pocałunek.

Pierwsze, co zrobiłem, to poinformowałem o tym lekarza. I później zaczęło się. Każdy chciał się zobaczyć z Louis'em, powiedzieć mu, że cieszy się, że operacja się udała. Lekarz jednak prosił, żeby nie męczyć za długo pacjenta i dać mu odpocząć przynajmniej do rana.

Dlatego ja miałem swoją chwilę z moim ukochanym.Zmartwiłem się trochę gdy spojrzałem na niego. Nadal był blady i osłabiony, ale lekarz powiedział, że tak może być po operacji. Chwyciłem dłoń Louisa delikatnie masując jej powierzchnię.

- Jak się czujesz? - zapytałem, gładząc go po ręce. On obrócił głowę, po czym spojrzał na mnie swoimi pięknymi niebieskimi oczami.

- Lepiej, chyba - odparł słabym głosem. - Właśnie myślałem o tobie - dodał, uśmiechając się.

- Tak? A co takiego? - zapytałem z ciekawością, nie mogąc powstrzymać wesołego grymasu twarzy.

- Jest styczeń...potem będzie luty, marzec, kwiecień, czerwiec, będzie lato- zaczął wymieniać, przymykając powieki. A z jego ust ani na chwilę nie schodził uśmiech.- Uwielbiam lato, bo właśnie wtedy poznałem ciebie.

- Louis, o czym ty...

- Pamiętam to dokładnie.... Marzyłem wtedy, abyś któregoś dnia był mój - ciągnął, ignorując moje słowa. - I tylko mój. Żebyś uśmiechał się do mnie z miłością, przytulił, był w każdej sytuacji, pocieszył, kiedy byłoby mi źle…A gdy to wszystko się stało, nie chciałem od życia nic więcej. Marzyłem, abym kiedyś mógł Ci powiedzieć, jak bardzo kocham dzieciaka z toalety, który już przy pierwszym spotkaniu skradł moje biedne serce. - powiedział, powodując, że przypomniałem sobie nasze pierwsze spotkanie. Uśmiechnąłem się delikatnie na jej wspomnienie.Chłopak otworzył szeroko oczy, sięgając dłonią do mojej twarzy. Kciukiem zatoczył zarys moich ust, uśmiechając się do mnie słodko.- Marzyłem, aby kiedyś te usta pocałowały moje, abym mógł się w nich zatopić i zapominając o bożym świecie.

- Louis, proszę Cię, nie rób tego - szepnąłem błagalnie wiedząc do czego to wszystko zmierza. Ścisnąłem powieki, aby łzy nie spłynęły po moich policzkach. Kątem oka dostrzegłem ruch za dużą szybą w ścianie. Dostrzegłem rodziców Louisa, moich i naszych najbliższych przyjaciół. Widzieli strach wymalowany na mojej twarzy.

- Chcę Cię pocałować, Harry - powiedział pewnie. I to mnie przeraziło. Jego pewność. Bez wahania usiadłem na skraju łóżka, po czym nachyliłem się nad nim. Ostatni raz spojrzałem w jego oczy, po czym przymknąłem powieki i delikatnie musnąłem jego wargi swoimi.Gdy się od siebie oderwaliśmy, on przymknął powieki i wziął głęboki wdech. - Kocham twój zapach. Właśnie tak pachną najszczęśliwsze dni mojego życia. - Odepchnął się lekko, spoglądając w moje oczy. - Mówiłem Ci już, jak bardzo wyjątkowy dla mnie jesteś? - zapytał nagle. Byłem oszołomiony całą tą sytuacją. Nie umiałem nic powiedzieć, za to czułem, że z moich oczu płynie coraz więcej łez. Wyszeptałem cicho, aby tego nie robił, mając nadzieję, że zrozumie, co mam na myśli. Oparłem swoje czoło o jego. Louis potarł lekko swoim małym noskiem o mój, uśmiechając się ostrożnie. To co mówił, było piękne, ale obawiałem się, że to…Nie umiem o tym myśleć. - Obiecasz mi coś? - spytał po chwili, wpatrując się w moje oczy.

- Absolutnie wszystko - odparłem, bez chwili zastanowienia.

- Uśmiechaj się ciągle. Wiesz, że to w tobie kocham najbardziej. Chcę, abyś znalazł sobie kogoś, kto da Ci dużo szczęścia. Kogoś, przy kim będziesz czuł się wyjątkowo. Kogoś, kto sprawi, że twoje serce będzie biło sto razy szybciej. Kogoś kto Cię przytuli i będzie pocieszać gdy będziesz płakać. Kogoś, komu powiesz szczerze „kocham Cię”

- Ty jesteś tym kimś,Louis. I nigdy nie znajdę kogoś innego. Oboje to wiemy - szepnąłem, mówiąc całą prawdę. Doskonale wiedziałem, że nie będzie nikogo innego...że na tym świecie nie było, nie ma i nie będzie takiej samej...lub chociaż odrobinę podobnej osoby do Louisa.

Chłopak otworzył na chwilę oczy, patrząc na mnie z niewyobrażalnej bliskości. Zdecydowanie jego cudowne tęczówki będę miał za każdym razem przed oczami, kiedy tylko przymknę powieki.

 - Chcę, żebyś miał dzieci. Mnóstwo roześmianych i tak pięknych dzieci, które będą podobne do ciebie - uśmiechnął się. Słyszałem, jak z każdym słowem jego głos słabnie, co wywołało u mnie jeszcze więcej łez. - Daj jednemu z nich imię Louis, dobrze ? Wiesz...po wujku - wyszeptał słodko chichocząc.

- Przepraszam, Lou, ale ja… ja nie mogę Ci tego obiecać. Wiem...ja..ja jestem w stu procentach pewny, że z  nikim się nie zwiążę. W moim sercu nie będzie miejsca dla nikogo innego. Jesteś tam tylko ty. Tylko ty, Louis - zapewniłem go, mając nadzieję, że przestanie. Lecz się myliłem.

- Jestem przekonany, że z czasem wszystko się zmieni. Spotkasz wyjątkową osobę, w której się zakochasz, a twoje serce zacznie na nowo bić - powiedział, po czym podniósł lekko rękę, a następnie przejechał lekko po moich włosach. Jego słowa spowodowały, że na całym moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Ta nie miła gęsia skórka. Nagle na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - Wiesz za co Cię kocham?

- Za co? - spytał wpatrując się w jego oczy.

- Kocham w tobie absolutnie wszystko. Twoje kręcone włosy, zielone oczy, cudowny uśmiech, piękny głos, sprośny chichot, sposób w jaki oczarowujesz każdego, kogo poznasz. Włącznie ze mną. Sposób w jaki stajesz na głowie by ktoś się uśmiechnął. Kocham to, że potrafisz mnie pocieszyć dotknięciem dłoni i sposób, w który rozśmieszasz mnie, gdy marszczysz nos, nie potrzebując żadnych słów. Kocham to, że wiesz o czym myślę, kończysz za mnie zdania i podajesz mi to, co potrzebuję, zanim nawet ja się zorientuję, że tak jest. Kocham to, że zawsze zostawiasz puste kubki w całym domu i co kilka tygodni spędzam cały dzień, myjąc je. Kocham to, że zostawiasz swoja bieliznę na środku łazienki i twierdzisz, iż to moja, gdy oboje wiemy, jak jest. Kocham to, że nie możesz wytrzymać nawet godziny bez dotykania mnie, nawet jeśli to miałby być tylko mój łokieć. Kocham jak przytulasz mnie stojąc za moimi plecami i opierasz swój policzek o mój, kiedy przytulasz mnie od przodu i sprawisz, że czuję się kochany i bezpieczny w twoich ramionach. Kocham, kiedy mnie całujesz i trzymasz moją twarz lub przebiegasz palcami po moich włosach, sprawiając, że czuję się ceniony. Uwielbiam to, że ostatnią rzeczą, którą mówisz mi każdego dnia, jest „kocham Cię”. Jednak głównie kocham to, że sprawiasz, iż jestem lepszą osobą. Wiesz....nie boję się śmierci. Boję się tego, że po moim odejściu ty nie dasz sobie rady. A kiedy już umrę, chcę móc nadal napawać się twoją radością, twoim uśmiechem…- westchnął głęboko, zwilżając wargi językiem.

- Mówisz tak, jakbyś się żegnał - powiedziałem przez łzy, na co Louis uśmiechnął się krótko.

- Bo pewnie tak jest. - westchnął, wplatając dłoń w moje loki. - Nie płacz Harreh. Nie jestem wart twoich łez. Już i tak za dużo wylałeś łez przeze mnie i chciałbym Cię za to przeprosić. Za te wszystkie rzeczy, za to, że nie mogliśmy wyjść na ulicę trzymając się za ręce, za to, że nikt o nas nie wiedział, nie wiedzą jak bardzo Cię kocham i jak bardzo wyjątkowy jesteś dla mnie...Przecież wiesz, że długo nie pożyję. - mówił, wpatrując się w moje oczy. - Ale ja zawsze będę przy Tobie, tutaj. - przyłożył swoją dłoń do lewej strony mojej klatki piersiowej, tam gdzie znajdowało się moje serce. - Zawsze tam będę i zawsze będę Ci szeptał jak mocno Cię kocham. Wiesz…Chcę tylko wiedzieć, że kiedy mnie już zabraknie, nie stanie Ci się krzywda i poradzisz sobie. Nigdy nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś Ci się stało z mojego powodu, Harry. - szepnął, a w jego oczach stanęły łzy, które po chwili spłynęły po zaczerwienionych policzkach. Starłem je, gładząc przy tym jego policzek.

 Powoli zbliżył się do mnie, po czym musnął lekko moje usta. Delikatnie, z czułością i miłością, jaką mnie darzył. Oddałem pocałunek, obejmując go mocno, jakby to miało utrzymać go przy życiu. Chciałem, aby ten moment trwał wiecznie. Abym mógł smakować jego ust przez całą resztę naszego życia.

 - Kocham Cię, Harreh - wyszeptał, ponownie oplatając mój kark.

 Wtulił się we mnie, zaciskając lekko palce na mojej koszulce. Po krótkiej chwili poczułem coś mokrego na moim karku. To były łzy, które spływały po jego policzkach. Pogładziłem go po plecach, chcąc mu dodać otuchy. Choć po moich policzkach lało się coraz więcej łez, a uczucia w środku mnie, mieszały się ze sobą powodując, że chwilami nie dałem rady oddychać.

Chciałem po prostu być blisko niego i nigdy nie wypuszczać z objęć. Chciałem spędzić z nim resztę mojego życia, które dzięki niemu nabrało barw i radości. To dzięki niemu jestem tym kim jestem i nie chcę się zmieniać. Nie chcę stracić Louisa...

Tak bardzo chciałbym budzić się każdego ranka, wtulony w jego ciało. Czuć jego usta na swoich. Przytulać się do niego i mówić mu te dwa piękne słowa, które wypowiadałem miliony razy.

Kocham Cię.

Tak wiele razy te dwa słowa wypływały z moich ust, że gdybym miał policzyć ile dokładnie to zajęłoby mi to pół życia. Przecież niedawno obchodziliśmy naszą rocznicę. Chcę znów świętować z nim nasze kolejne rocznice. Tak bardzo tego wszystkiego chcę. Ale czy jest to możliwe? Zapominamy, że życie jest kruche, delikatne, że nie trwa wiecznie. Zachowujemy się wszyscy jakbyśmy byli nieśmiertelnie. Bo życie....to taki dziwny prezent.


środa, 24 kwietnia 2013

Niespodzianka!

   Z racji mojego dzisiejszego dobrego humoru, oraz tego, że siedzę w domu, postanowiłam, że dodam prolog do opowiadania Your eyes..., na które serdecznie zapraszam! Mam nadzieję, że prolog wam się spodoba.

Enjoy!!!

sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 13 - Teraz pozostaje nam tylko czekanie

Hej wszystkim!! Przybywam do was z rozdziałem 13 ;) Rozdział....jest dość smutny, ale myślę, że wam się spodoba. Liczę również na komentarze.  Niedługo będę się żegnać z tym opowiadaniem. Pozostaje nam tylko jeden rozdział i epilog, a wtedy zacznę pisać Your eyes....;D To chyba tyle ode mnie. 


Enjoy!!!


They don’t know what we do best

It’s between me and you


Our little secret...


  

The Daily Mail

Louis Tomlinson z One Direction miał wypadek! 
a
Closerl

Najstarszy członek 1D miał wypadek samochodowy! Z dostępnych nam źródeł wiemy, że chłopak jest w ciężkim stanie.

The Metro

Louis Tomlinson w szpitalu! Fanki są przerażone! 

 The Sun


Louis z One Direction został przwieziony do szpitala Św. Katarzyny. Menadżer chłopców milczy!   


Nie wiarygodne...cały świat w przeciągu nie całych 30 minut zaczął mówić o wypadku Louisa. Nie ważne było czy w tym kraju One Direction było znane czy nie. Czy udzielali już tam koncert czy jeszcze nie.  W tamtej chwili ta wiadomość była na okładkach każdego czasopisma. 

Wszyscy o tym mówili. Fanki były przerażone i modliły się, aby chłopak wyszedł z tego cały. Wszyscy już o tym wiedzieli. Oprócz pewnego chłopca z burzą loków na głowie, dla którego Louis był najważniejszą osobą na świecie. Nikt mu nie powiedział. Nic nie wiedział, do czasu...


Harry siedział na kanapie i czytał książkę. Była ona na tyle ciekawa, że chłopak nie usłyszał nawet gdy Andy wszedł do jego pokoju hotelowego. 

- Harry...- szepnął, na tyle głośno aby loczek go usłyszał. Obrócił głowę i się lekko uśmiechnął, chociaż wcale nie było mu do śmiechu. Musiał być po drugiej stronie Londynu, a nie w swoim domu. Obok Louisa. Obok swojej miłości. Tak bardzo chciał go teraz przytulić i pocałować. Po prostu być przy nim...

Ale oczywiście nie mógł. Po tygodniu spędzonym razem, Paul kazał Harry'emu natychmiast wyjechać, aby przyćmić te wszystkie wydarzenia z gór. No cóż...trzeba przyznać, że chłopcy wcale się tam nie zachowywali przyzwoicie. Fani zrobili im mnóstwo zdjęć i filmików, które były bardzo jednoznaczne.  

Ich menażer był wściekły. Krzyczał na nich do tego stopnia, iż Hazz się rozpłakał. I nie ma co ukrywać...przed chwilą także płakał. Starał się tego nie robić przy Louis'ie, gdyż chciał pokazać swojemu chłopakowi, że będzie silny, ale czasami nie dawał rady i po prostu płakał. Nic na to nie poradził. 

- Coś się stało? - spytał po chwili, patrząc na lekko zmieszanego ochroniarza, który miał dość dziwną minę. Nie wiedział co o tym sądzić. 

- Posłuchaj...tylko się nie denerwuj. Paul zakazał mi tego mówić...ale ja nie mogę. I...opanuj nerwy - poprosił, siadając na fotelu, naprzeciwko Harry'ego. Ten popatrzył się na niego oczami przepełnionymi ciekawości. 

- Więc? - ponaglił go chłopak, odkładając książkę na stolik. Wygodniej usiadł na fotelu biorąc łyk wody. 

- Louis jest w szpitalu - szepnął ledwie słyszalnie, lecz Harry doskonale to słyszał. Mało co nie zakrztusił się wodą, którą pił. Myślał, że źle słyszy.

- Ale...ja...jak to w szpitalu?! - wrzasnął, wstając z fotela. 

- Miał wypadek samochodowy.- powiedział mężczyzna, również wstając z fotela. 

- Matko.....za ile będziemy w szpitalu? - spytał, szybko podbiegając do stolika, biorąc z niego telefon. 

- Harry, doskonale wiesz, że w Londynie są straszne korki...

- Andy! To Louis...mój Louis. Ja tam muszę być...- szepnął podchodząc do mężczyzny. Chwycił go za ramię i spojrzał w oczy. 

- Coś załatwię - powiedział, wychodząc z pokoju. Harry nie wiedząc co robić, opadł na sofę, zakrywając twarz dłońmi. Po jego policzkach zaczęły spływać łzy, których z chwili na chwilę stawało się coraz więcej. Chłopak nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Tylko jedno pytanie chodziło po jego głowę.

Dlaczego oni? 

No dlaczego? Najpierw choroba, a teraz wypadek Louisa. To wszystko wydawało się być takie nierealne. Takie jakby...nieprawdzie. Harry czuł się jakby był w najgorszym koszmarze w jego życiu. I co najgorsze ten koszmar nie chciał się skończyć. A on tego chciał. Chciał aby to wszystko się już w końcu skończyło. Aby on i Lou byli szczęśliwi. Tylko tyle chciał od życia. Tego aby on i jego chłopak wiedli spokojne i szczęśliwe życie.       



~~~*~~~




~ Perspektywa Baby Cakes 


Wysiadłem z auta, napotykając mnóstwo fanek i reporterów na swojej drodze. Każdy zaczął zawalać mnie pytaniami. A te, które były kierowane od reporterów przeważyły o wszystkim. A zwłaszcza te, które zabolały mnie najbardziej. Niektórzy zaczęli się pytać, czy to prawda, że mieszam się w życie prywatne Lou i El. Czy jestem o nich zazdrosny. Czy znalazełem sobie nową dziewczynę. Po tym, nie wytrzymałem...

- Odwalcie się wszyscy ode mnie i od Louis'ego! - wrzasnąłem biegnąc po schodach prowadzących do drzwi głównych. Słyszałem jak wszyscy zaczynają krzyczeń ale jakoś się specjalnie tym nie przejąłem.    

Biegłem ile sił w nogach przez długo korytarz poszukując tego odpowiedniego pokoju. Nagle zobaczyłem grupę ludzi, którzy stali i siedzieli przed jednym z pokoi. Podbiegłem do nich, a wszyscy od razu popatrzyli się na mnie. 

Widziałem z w śród nich Zayna, Liama, Nialla, Pezz i Dan.Wszyscy popatrzyli się na mnie ze współczuciem wymalowanym na twarzy. U większości widziałem również kilka łez na policzkach

Podszedłem bliżej i spojrzałem przez duże okno. Zobaczyłem tam Louisa, który leżał na szpitalnym łóżku. Serce od razu mnie zabolało. Przybliżyłem się do szyby delikatnie kładąc dłonie na szybie. Oczy od razu zaszły mi mgłą. 

- Hazz...idź do niego - wyszeptała Perrie patrząc na mnie. Bez zastanawienia delikatnie nacisnąłem klamkę do sali w której leżał Louis. Popchnąłem drzwi, które po chwili mi ustąpiły. Wszedłem do środka zamykając za sobą drzwi. Louis od razu obrócił głowę napotykając moje oczy. Na jego twarz wpłynął szeroki uśmiech, który ja odwzajemniłem. Podszedłem do jego łóżka, po czym przysunąłem krzesło, które stało obok jego łóżka, a następnie na nim usiadłem. Popatrzyłem się na tą aparaturę, która mnie lekko przestraszyła. Natychmiast pokręciłem głową, obracając ją w kierunku mojego chłopaka.

- Lou...jak się czujesz? - spytałem, chwytając jego zimną dłoń w swoją. Ten spojrzał na mnie, a w jego oczach dostrzegłem ból, a zarazem radość. Nie wiedziałem jak mam przeprosić za to, że nie było mnie przy nim, gdy miał ten wypadek. 

Tak. Czułem się winny. Chociaż nie wiem dlaczego. Po prostu miałem straszne wyrzuty sumienia.  

- W miarę...lekarze mówią, że będzie dobrze  - wyszeptał patrząc na mnie. 

- No to cudnie - szepnąłem, masując jego policzek. Ponownie spojrzałem w jego oczy, które teraz były jeszcze piękniejsze niż przedtem. Takie...wspaniałe. Wspaniałe jak cały on. 

- Coś się stało? - spytał spoglądając na mnie. 

- Po prostu..nie mogę uwierzyć, że jesteś tym Louisem William'em Tomlinson'em, który jest ze mną i mnie kocha. - szepnąłem, całując go krótko w usta. 

- Będę Cię kochać bez względu na to co się stanie Hazz - szepnął uśmiechając się do mnie. Odwzajemniłem uśmiechem, po czym znów delikatnie musnąłem jego usta. 
 


~ Koniec Perspektywy ~


~~~*~~~

Harry bardzo się cieszył, że z jego chłopakiem jest już lepiej. Spędzał każdą wolną chwilę z nim. Wszystko było w porządku i zapowiadało się na poprawę. 

Niestety nagle coś się zepsuło. 

Louis poczuł się źle. Zaczęło mu się kręcić w głowie...zupełnie tak, jak wtedy gdy kłócił się z Paul'em. Harry natychmiast zawołał pielęgniarkę, która od razu pobiegła po lekarza. Weszli do sali, a po kilku minutach stwierdzili, że konieczna będzie operacja. 

Osiemnastolatek nic z tego nie rozumiał, dopóki lekarz mu wszystkiego nie wytłumaczył. Choroba Louisa jest zagrożeniem dla jego życia, a poza tym wypadek samochodowy spowodował komplikacje i konieczna jest operacja.  

Obiecaj mi coś. Obiecaj mi, że za te parę godzin, gdy otworzę oczy, ty będziesz pierwszą osobą, którą ujrzę - szepnął Louis chwytając dłoń Harry'ego, który siedział na łóżku.

- Obiecuję, Lou - odparł, składając na jego ustach długi i słodki  pocałunek. - Będę tu bez względu na wszystko.

 Wraz z z pielęgniarzami, którzy wieźli Louisa na łóżku, do sali operacyjnej, Harry szedł obok, ani na chwilę nie poluzowując uścisku ich dłoni. Obok niego szła również  mama i tata Louisa, którzy przyjechali tam gdy tylko dowiedzieli się, że ich syn będzie przechodził operację. Reszta, która tam była, również szła za lekarzami.  


Lekarz prowadzący powiedział Harry'emu o powikłaniach po operacji. Lecz chłopak nawet nie dopuszczał takiej myśli. Nie chciał myśleć, co by było, gdyby jednak operacja się nie powiodła. Myślał zatem optymistycznie i próbował Lou zarazić tym, choć w głębi ducha zapewne bał się bardziej, niż on sam.

Gdy pielęgniarze wjechali na sale operacyjną, teraz pozostawało tylko czekanie. Wszyscy zgromadzeni, usiedli na krzesłach, posyłając sobie pokrzepiające i delikatne uśmiechy. Nie mogli zrobić nic więcej...musieli czekać. A to jest najtrudniejsze...czekanie i ta bezsilność. Myśl, że coś może pójść nie tak jest dołująca. Lecz żadne z nich nawet jakby się bardzo starało...nie wychodziło mu. Każdy w duchu modlił się aby wszystko poszło zgodnie z planem.   

             

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 12 - Słyszę, jak bicie mojego serca przybiera na sile

Hej misiaczki!! Rozdział 12 gotowy! Wybaczcie, ale nie jest on jakoś specjalnie długi, ale ważne, że jest, nie? ;D Ten rozdział jest tak jakby...przełomowy. Potem będzie....no cóż, potem będzie co będzie ;) Mam nadzieję, że go skomentujecie. Bardzo się cieszę, że zapowiedź do Your eyes...wam się spodobała. Pozdrawiam wszystkich czytelników! ;)

Enjoy!!!


They can say anything they want

Cause they don’t know us
...



Dwa tygodnie później...
  
Uśmiech. 

Radość.

Szczęście.

Miłość.

Te wszystkie słowa mogły wypłynąć z ust Louisa tylko i wyłącznie dzięki pewnemu chłopakowi, w którym się zakochał i stracił dla niego głowę. Mimo trudnej sytuacji obydwaj chłopcy każdego dnia byli szczęśliwi. Szczęśliwi dlatego, że mogli być razem. Że każdego dnia budząc się, ich oczy mogą zarejestrować tego drugiego. Że chociaż teraz zarząd ich się tak bardzo nie czepia...a na pewno nie tak, jak przedtem. 

Louis był cholernie dumny ze swojego chłopaka. To, że Harry nie poddał się i walczy, jest dla Louisa czymś cudownym. Nie musi się martwić, że gdy wróci do domu zastanie płaczącego loczka. No może nie zawsze, bo epizody płaczu Harry'ego nadal się zdarzają, ale Lou wie, że to nie przez jego chorobę. Hazz....on po prostu czasem ma tak, że płacze bez powodu. A wtedy Louis zawsze go mocno przytula i całuje w każde możliwe miejsce, aż chłopak się nie uspokoi. Wtedy zazwyczaj Harry mówi to swoje słodkie "przepraszam" a Louis zawsze się uśmiecha. 

Dwudziestojednolatek uwielbiał to. Widzieć, jak Harry jest szczęśliwy. Jak się uśmiecha. Wtedy i na jego twarz wpływa szeroki uśmiech, a on sam wpatruję się w twarz ukochanego tak długo, aż ten mu tego nie przerwie. Wtedy ten również zaczyna patrzeć się na Louisa, a potem macha ręką przed jego twarzą i całuje w usta.

Wspomnienia są cudowne. Zwłaszcza jeśli wspominasz o osobie, którą kochasz nad życie. Ale w tej chwili wspomnienia nie są dobrym rozwiązaniem. Zwłaszcza, jeśli ktoś znów zaczyna Ci dyktować jak masz żyć. Co masz robić. Z kim masz się spotykać...

Znów zaczynasz się smucić. A nerwy Ci puszczają.      


- Louis uspokój się! - powiedział stanowczym tonem Paul.

- Do cholery jasnej jakie uspokój się?! Robicie z Harry'ego męską dziwkę! Dopiero co wróciliśmy z ferii, a on ma się już pokazywać z jakąś laską? I potem trafi na okładkę jakiegoś szmatławca?! Weź mi tu nawet nie mów żebym był spokojny, bo zaraz szlag jasny mnie trafi - zaczął krzyczeć Louis, wymachując rękoma. Chłopak miał tego wszystkiego dość. Dopiero co wrócili z odpoczynku, a teraz znów musieli znosić te wszystkie upokorzenia.

Ten tydzień był oderwaniem się od rzeczywistości, która jest bardzo bolesna. Niestety nic nie trwa wiecznie i bardzo miły wypad na narty z Harrym też musiał się skończyć.

- Tak...a co wy tam robiliście, co? Daliście się sfotografować! W sieci jest tyle waszych zdjęć, że aż głowa boli. I wszystkie są jednoznaczne. A poza tym ten filmik....wiesz, co ja musiałem robić, żeby się nic nie wydało! - wrzasnął ich menadżer, siadając na krzesło. - Fani bardzo przeżyli wieść, że jesteś chory, a teraz coś takiego?! Mowy nie ma!

- Bo co mi zrobisz?! - spytał szatyn, wstając z krzesła. - Mam Cię serdecznie dość! - krzyknął, po czym wyszedł z gabinetu Paula, trzaskając drzwiami.

- Louis wracaj tu! - usłyszał krzyk Higinns'a, lecz nie zareagował. Chciał jak najszybciej stamtąd wyjść i pojechać do domu. Teraz bardzo by chciał przytulić się do Harry'ego, pocałować go i o wszystkim zapomnieć..lecz nie miał takiej szansy.

Harry od wczoraj był po drugiej stronie Londynu, a miał przyjechać dopiero za trzy dni. Musiał tam jechać , żeby wszyscy myśleli, że jedzie tam do swojej "nowej dziewczyny" To było tak żenujące. To ciągłe udawanie. Trzy lata męki robi swoje. Chłopcy byli już wykończeni psychicznie jak i fizycznie. To wszystko ich przerastało.

Choroba Louis'a.

Ukrywanie się.

Udawanie, że nic ich nie łączy...to był zdecydowanie za dużo.

Za dużo, jak na dwójkę chłopaków, którzy po prostu się w sobie zakochali, popełniając najgorszy błąd w swoim życiu. Przynajmniej tak twierdzili inni...Dla Louisa i Harry'ego to, że się spotkali i, że się w sobie zakochali było prawdziwą...magią. To było coś wspaniałego. Jeden był szczęśliwy, że ten drugi odwzajemnia uczucia drugiego.

Louis biegł ile sił w nogach, przez długi korytarz, mijając ludzi tam pracujących, którzy patrzyli się na niego z przerażeniem. Po jego policzkach spływały już łzy, a ręce niemiłosiernie się trzęsły. Chłopak chciał jak najszybciej się stamtąd wydostać....tylko tyle teraz chciał.

Schodząc po schodach, a raczej po nich zbiegając potrącił przechodzącą Sarah, którą doskonale znał. Papiery, które ta trzymała wyleciały, a chłopak natychmiast się zatrzymał w celu pozbierania ich.

- Prz...przepraszam - wydukał przez płacz, kucając i zbierając papiery.

- Nic się stało, Lou - powiedziała zbierając resztę kartek papieru, po czym wyprostowała się i uśmiechnęła się do Louisa, lecz jej uśmiech zrzedł gdy zobaczyła w jakim stanie jest jej kolega. - O matko...Louis, co się stało? - spytała przerażona widokiem chłopaka. Ten tylko przetarł policzki, uśmiechając się lekko.

- Nic takiego - wyszeptał, spoglądając w stronę wyjścia.

- A więc Harry to nic takiego? - spytała, opierając się balustradę patrząc się wyczekująco na chłopaka. Ten tylko spojrzał na nią, oczami zaszklonymi od płaczu. Dziewczyna doskonale wiedziała o tym, że Louis i Harry są razem. W końcu pracowała dla Modest.

- Sarah...proszę Cię. Doskonale wiesz, że kocham Harry'ego, ale to i tak nic nie zmieni, bo wy nam tego zabraniacie - powiedział trochę głośniej, po czym ugryzł się w język. Dziewczyna jako jedyna była tą, którą Louis lubił z zarządu. - Przepraszam...ale, już nie daje rady. Wybacz. - wyszeptał przeprosiny. Nagle zakręciło mu się przed oczami. Głowa zaczęła mu pulsować, a tętno wzrosło. Jego oddech stał ciężki...ledwo co łapał powietrze  -Muszę iść...

- Dozobaczenia - krzyknęła za chłopakiem, gdy ten zszedł ze schodów. Dziewczyna chciała go zatrzymać, ponieważ widok, który przed chwilą widziała był lekko przerażający, zwłaszcza, że Louis był chory.

- Louis! - obydwoje usłyszeli krzyk. Odwrócili się i obydwoje zobaczyli Paula, który stał na schodach i nie miał zbytnio to miłego wyrazu twarzy. - Louis to jasnej cholery wracaj tu, bo jeśli nie, to mogę Cię zniszczyć to tego stopnia, że się już nie pozbierasz! - wrzasnął ostrzegawczo, grożąc chłopakowi.

- Mam Cię gdzieś, rozumiesz! - wrzasnął wybiegając z budynku. Biegł do swojego samochodu nie zatrzymując się, ponieważ dokładnie wiedział, że Paul biegnie za nim. Nagle poczuł jak ktoś chwyta go za ramię i nim potrząsa.

- Masz to zrobić! - krzyknął mężczyzna patrząc się na chłopaka, który się rozpłakał. - Nie jesteś mężczyzną, wiesz?! Jesteś ciotą! - wrzasnął, a Louis popatrzył się mu w oczy.

- Przynajmniej ja walczę o miłość i nie wstydzę się tego kim jestem...bo to właśnie dzięki Harry'emu stałem się tym kim się stałem i jestem mu za to wdzięczny i będę do końca - powiedział spokojnie, lecz to co działo się w wewnątrz niego nie dało się opisać słowami.

Było mu niedobrze. W głowię się kręciło, a z nosa puściła się krew.

- Boże, Louis, co Ci jest? - spytał przestraszony Paul, patrząc się na chłopaka.

- Nic...daj mi teraz odejść, proszę...- wyszeptał, nie czekając na odpowiedź. Odszedł od Paula, kierując się w stronę swojego auta. Wszedł do niego zamykając drzwi, po czym położył dłonie na kierownicy, a sam wybuchnął niekontrolowanym płaczem. Nie miał siły na nic...

Po chwili wyprostował się i spojrzał w lusterko. Natychmiast zaczął szukać jakiś chusteczek aby powycierać krew spływającą po jego brodzie.

Gdy je znalazł, starł krew i wytarł policzki, które były czerwone. Wziął kilka głębokich wdechów, po czym zdecydował się odpalić silnik. Gdy to mu się udało. Wyjechał na ulicę, skręcając w prawo.

Przez chwilę myślał, że będzie dobrze. Dojedzie do domu, położy się na łóżku i cierpliwie będzie czekać na Harry'ego. Lecz wszystko runęło, jak domek z kart, gdy chłopak zobaczył dziewczynę z koszulką z ich zdjęciem. Widniał tam napis :

 "I ship bullshit"

Gdy tylko to zobaczył jego oczy, po raz kolejny tego dnia się zaszkliły, a po chwili po jego policzkach znów zaczęły spływać łzy. Z minuty na minutę było ich coraz więcej. Lecz tym razem Louis nie przejmował się nimi. Chciał jak najszybciej dotrzeć do domu.

Nagle zakręciło mu się w głowie, jego ciało zrobiło się jak z waty, serce zaczęło walić jak opętane, a przed oczami zrobiło mu się ciemno. Puścił na chwilę kierownicę. Po chwili poczuł silne szarpnięcie, a to co jego oczy zarejestrowały jako ostatnie to białe światło, które podrażniło jego źrenice. Potem zapadła cisza. Śmiertelna cisza...

niedziela, 7 kwietnia 2013

Rozdział 11 - Będziemy się trzymać razem, wiedząc, że przez to przejdziemy

Witajcie misie!! Nie mogłam się powstrzymać i postanowiłam, że rozdział 11 dodam dziś, a nie we wtorek. Rozdział podoba mi się średnio. Mam nadzieję, że wam przypadnie do gustu, tak jak rozdział 10. Ahh... no i bardzo dziękuje za miłe komentarze, zarówno pod rozdziałem jak i pod One Shotem ;)  Pytania do postaci TU. No i na koniec jeszcze jedna sprawa. Zapraszam na zapowiedź do nowego opowiadania Your eyes....just are wonderful. 
Jest to tylko zapowiedź. Prolog pojawi się dopiero jak skończę pisać tego bloga. Chciałabym znać waszą opinię. No to chyba tyle ode mnie....


Enjoy!!!


They don’t know how special you are

They don’t know what you’ve done to my heart...

Dwóch chłopaków, którzy pewnego dnia poszli na castingi. Spotkali się w toalecie i od tamtego momentu byli w sobie zakochani. 

Każdym dnie coraz bardziej to sobie okazując.

Każdego dnia wmawiając ludziom, że nic ich nie łączy. 

Każdego dnia próbując ukryć nienawiść i złość.

Czy teraz ludzie zrozumieją,że miłość to miłość? Że nie ma znaczenia, czy jest pomiędzy osobami różnych płci czy tej samej. 

Obydwoje nie mogli uwierzyć, że okazało się to prawdą. Że Louis jest śmiertelnie chory. Że za niedługo umrze i opuści Harry'ego.

A on tego nie chciał. Gdy dowiedział się,że jest chory...Gdy otrzymał wyniki, na których było napisane czarno na białym, że jest śmiertelnie chory coś w nim pękło. Rozpłakał się. Nie mógł przestać płakać. To było silniejsze od niego. Łzy same spływały po jego policzkach i chociaż jak bardzo by się starał nie umiał przestać płakać. Jego stan pogorszył się jeszcze bardziej gdy dowiedział się, iż nie można z tym już nic zrobić. Nie da się. Przyszedł za późno. Gdyby wykonał te badania szybciej. Może teraz...teraz nie miałby tych wyrzutów sumienia. A miał je...

No bo co teraz będzie z Harrym?

Przecież Louis za niedługo odejdzie....może nie za 5 czy 10 dni. Ale na pewno za jakiś czas. I nawet ta operacja nie pomoże. No i co wtedy będzie z Harrym?

Kto się nim zaopiekuje? 

Kto go przytuli? 

Kto go pocałuje?  

Kto z nim będzie?

Lou nie znał odpowiedzi na żadne z tych pytań. Doskonale wiedział, że Hazz się załamie. A to była gorsza myśl niż to, że chłopak niedługo opuści ten świat. 

~~~*~~~



Louis wraz z Harrym siedzieli na łóżku, w ich sypialni. Każdy z nich był pogrążony we własnych myślach. Wiedzieli, że teraz już nic nie będzie takie samo. Że teraz wszystko się zmieni....na gorsze.

Louie już zadzwonił do swoich rodziców. Nie chciał tego robić tak szybko, lecz wiedział, że im wcześniej tym lepiej. Odebrała jego mama, która na informację o chorobie syna zareagowała tak samo jak jego ukochany. Wybuchła płaczem i nie dała rady dalej rozmawiać. Jego tata zareagował nieco lepiej, lecz też był w dużym szoku. Jak na razie jego siostry o niczym nie wiedziały, oprócz Lottie. Dziewczyna była najstarsza i wiedziała jaka jest sytuacja. 

Lou sam nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Wydawało się mu, że to wszystko jest kiepskim żartem. Czuł się okropnie. Przecież...jakby poszedł wcześniej to jego chłopak nie musiałby tak bardzo cierpieć. To wszystko było jego winą. Gdyby zrobił te cholerne badania wcześniej. Teraz byłoby już pewnie po operacji i wszystko by się jakoś ułożyło...a tak. Nawet nie wie ile czasu życia mu zostało. 

Miał się tego dowiedzieć jutro. Jego doktor stwierdził, że im szybciej tym lepiej. Miał się dowiedzieć jak szybko opuści Harry'ego. To była straszna myśl.  

- Lou..- wyszeptał cicho Harreh, wpatrując się w twarz ukochanego. Louis natychmiast obrócił głowę  napotykając przepełnione żalem i smutkiem oczy Harry'ego. Jednak z drugiej strony widział w nich radość.

- Przepraszam Harreh....to wszystko moja wina - wydukał cichutko zakrywając twarz dłońmi. Harry natychmiast chwycił Louisa za nadgarstki odciągając jego ręce od jego pięknej twarzy. 

- Nie mów tak Louie. To niczyja wina. A na pewno nie twoja. Niczemu nie zawiniłeś....- wyszeptał, patrząc się, jak po policzku jego ukochanego spływa kolejna łza.- Nie płacz, proszę- poprosił, tuląc go do siebie. Chłopak od razu wtulił się w ciało Harry'ego, wdychając jego cudowny zapach. - Louis....przejdziesz operację i wszystko się poukłada. Będziemy szczęśliwi. - zaczął zapewniać loczkowaty, lecz wiedział, że te słowa są puste. Nie mógł niczego zapewnić. Nie mógł obiecać Louis'owi, że wszystko będzie dobrze. Przecież...on sam wiedział, że tak nie będzie. 

- Harry...ale to nie chodzi o mnie. Ja nie chcę, żebyś ty zalewał się łzami,  gdy mnie już tu nie będzie. Nie chcę żebyś się zadręczał tym, że było można coś zrobić. Nie chcę, żebyś wmawiał sobie, że to przez ciebie. Nie chcę być wspomnieniem. Chcę żebyś był szczęśliwy...to jest dla mnie najważniejsze. I wiem, że nie będę w stanie zapewnić Ci tego szczęścia. A to jest gorsze od wszystkiego - wyjaśnił, ponownie zalewając się łzami. Wtulił się w ciało swojego chłopaka, a chwilę później poczuł jak jego koszulka robi się mokra od łez osiemnastolatka. 

Obydwoje siedzieli na łóżku. Wtuleni w siebie. Wypłakując sobie oczy i myśląc o tym co będzie dalej. 

Harry rozmyślał nad słowami Louisa. Po części chłopak miał rację. Bo gdy już zabraknie Lou, to Harry będzie się zadręczał. Będzie się obwiniać i co najważniejsze...ciągle będzie wspominać Louisa. To było pewne. Ale nie zgadzał się z jednym...z tym, że Louis nie zagwarantuje szczęścia Harry'emu. 

- Louis, te trzy lata...przez te trzy lata, sprawiałaś, że byłem najszczęśliwszym chłopakiem na świecie. Wiem, że przechodziliśmy wzloty i upadki, ale teraz się nie poddamy. A na pewno nie ja. Będę walczyć Louis i się nie poddam. Tylko i wyłącznie dla ciebie.- powiedział na jednym wdechu, wpatrując się w oczy starszego chłopaka. Louis mimowolnie się uśmiechnął, po czym wytarł łzy spoczywające na jego policzkach, a następnie szczerze się uśmiechnął. 

- Róbmy to na co zawsze mieliśmy ochotę, ale zawsze nam tego zabraniano. Traktujmy moją chorobę tak, jakby w ogóle jej nie było. Cieszmy się życiem. Po prostu bądźmy sobą. Co ty na to? - zaproponował Louis, wyczekująco wpatrując się w Harry'ego.

- Jestem za - wyszeptał, po czym wpił się w usta swojego chłopaka. Ten się położył, a Harry usiadł na nim okrakiem. - No to...co ty na to,abyśmy poszli na spacer ? - zapytał Harry, zaprzestając całowania. 

- Teraz? - spytał, a w odpowiedzi dostał energiczne skinięcia głową. - No to chodźmy! - krzyknął radośnie, strącając z siebie swojego chłopaka. Podszedł do szafy wyciągając z niej niebieskie rurki, które następnie założył. Popatrzył się na swoją koszulkę, stwierdzając, że jest czysta. Jego chłopak również się przebrał. 

Po kilkunastu minutach stali już w korytarzy ubierając buty, płaszcze, czapki i szaliki. Gdy byli już gotowi wyszli z domu. Na dworze panował już lekki zmrok i było chłodno, lecz im to nie przeszkadzało. Chwycili się za ręce, po czym skierowali się w stronę mostu, który był im tak doskonale znany. 


Podczas drogi cały czas się śmiali i wspominali dawne czasy. Traktowali się tak jakby sytuacja z niecałej godziny nie miała miejsca. To że Louis okazał się chory...to jakby straciło znaczenie. W chwili obecnej w głowach każdego z nich nie krążyła ta myśl sprzed godziny. Teraz w głowach każdego z nich panowała radość. Nie liczyło się to co będzie jutro...dla nich najważniejsze jest dzisiaj. 

- Jesteśmy tutaj. - powiedział Louis, chwytając mocno rękę Harry'ego. Mogli to zrobić, ponieważ w okół nich nie było za wielu ludzi, którzy mogli by im zrobić zdjęcia.

Spacerowali wzdłuż Pont de l'Archevêché*, mostu który był sławny dla par, które zostawiały na nim 'kłódki miłości'. Kłódki oznaczające wieczność. Wieczność to było to, co potrzebowali.

- Zmęczony. - Louis wymamrotał, trącając nosem szyję Harry'ego.

- Ja?! No co ty! - zapewnił Harry i mocniej zacisnął dłoń, wracając do ich poprzedniego tępa.

Dotarli do mostu, widok tych wszystkich kłódek nieco zapierał dech. Wiedza, że tak wielu ludzi z całego świata przybyli tutaj i zrobili to dla kogoś jeszcze, ogrzewała ich serca.

- Jest ich tak dużo. - Louis wyszeptał, przebiegając dłonią przez nie wszystkie. Różne kolory, faktury, style...różne historie.

Louis myślał się o ludziach, którzy staną w tym miejscu i następnych, i następnych. Czy zobaczą ich kłódkę? Co poczują, gdy staną w tym miejscu? Był pewien, że zostawią jakiś ślad. Miłość jaką czuł do Harry'ego nie mogła zniknąć wraz z nim. Była niezgłębiona. Coś tak silnego nie może po prostu...zniknąć, kiedy on to zrobi.

- Zawieśmy także naszą i będziemy mogli wrócić do domu - wyszeptał całując krótko Harry'ego w te cudowne malinowe usta, i wyjął ich kłódkę z kieszeni..

Harry jęknął zanim podszedł do wolnego miejsca.

- W porządku? - zapytał, patrząc na Louis szeroko otwartymi i pełnymi oczami - zbyt pełnymi.

- W porządku. - Louis odpowiedział bezdźwięcznie, zawieszając kłódkę i zatrzaskując, aby ją zamknąć.Gdy to zrobił, pochylił się i pocałował Harry'ego, jakby tylko on się liczył. Ponieważ dla Louisa tak było.

Pamiętaj nas na zawsze, HS+LT

- Kocham Cię - wyszeptał Harry, patrząc się w stronę Louis'a. Chłopak jak zawsze był piękny. Delikatne rysy twarzy. Idealnie ułożone włosy. Wszystko miał idealne.

- Ja ciebie też kocham miśku - szepnął szczerząc się jak mysz do sera.

- Ej! Czemu miśku? - spytał, bardzo zaciekawiony, ponieważ jego chłopak jeszcze nigdy tak nie mówił. Ale...Louis był mistrzem w wymyślaniu Harry'emu nowych przezwisk.

- No jak to czemu?! Bo jesteś strasznie słodziutki. W wielu słowach tego znaczeniu. A w dodatku jak mnie przytulasz to od razu czuje się lepiej. Wiesz...jak taki miś. Mój miś, trzeba podkreślić - wyjaśnił, całując Harry'ego w policzek. Ten się lekko zarumienił, a na jego twarz wpłynął szeroki uśmiech. Tego wieczoru obydwaj chłopcy bardzo często się uśmiechali. W końcu...mieli żyć tak jakby nic się nie stało. I jak na razie im to całkiem dobrze wychodziło.

- Jesteś niewyżyty! I to trzeba podkreślić mój drogi - powiedział Harreh, wymachując rękoma. Louis tylko pokręcił głową, czule się śmiejąc - Chyba pora już iść. Zimno się zrobiło - szepnął chłopak patrząc na szatyna. Ten tylko skinął głową, po czym wstali z ławki chwytając się za ręce i kierując się w stronę domu. - Kiedy masz kolejną wizytę? - spytał nagle loczkowaty, tym samym przerywając ciszę panującą między nimi. Spojrzał na Louis'a, który spuścił wzrok. 

- Jutro o 13 - wypowiedział cicho tak jakby się czegoś bał. 

Bo się bał. 

Nie chciał o tym myśleć. Przez ten czas,gdy byli razem w parku zupełnie zapomniał o chorobie, ale...nie był do końca przekonany, że da się o tym tak całkiem zapomnieć. 

- Więc, jak przyjedziemy...- nie dokończył bo przerwał mu dzwonek telefonu. Szybko wyjął urządzenie z kieszeni, po czym nacisnął na zieloną słuchawkę. 

- Halo. 

- Harry...gdzie wy do jasne cholery jesteście?! - spytał wyraźnie zezłoszczony Paul. 

- Na spacerze - wyjaśnił spokojnie osiemnastolatek, patrząc się na Louisa.

- Dlaczego mi nie powiedzieliście? Dlaczego dowiaduje się o chorobie Louisa od Niall'a?! - zaczął wykrzykiwać, co było słychać w takim stopniu, że stojący obok Harry'ego Louis doskonale słyszał każde słowo. Chłopak zdenerwował się do takiego stopnia, że odebrał telefon od ucha swojego chłopaka, przyciskając aparat do swojego. 

- Słuchaj...po pierwsze i najważniejsze, nie drzyj się na Harry'ego! Po drugie, miałem zamiar dziś do ciebie zadzwonić, więc nie widzę problemu. A po trzecie do cholery jasnej daj się nam sobą nacieszyć! - wykrzyczał, po czym rozłączył się z ich menadżerem. Chłopak był bardzo zdenerwowany, przez co Harry lekko się wystraszył. Bał się, że to może źle wpłynąć na jego stan zdrowia. 

- Wybacz...ale mam go dość - powiedział lekko się uśmiechając. Dwudziestojednolatek zaczął szybciej oddychać, a w jego głowie zaczęło się kręcić. Przymrużył powieki, podpierając się o ramię Harry'ego. 

- Louis co się dzieje? - spytał zatroskanym i lekko zaniepokojonym głosem, chwytając za ramię starszego chłopaka. - Może trzeba jechać do lekarza?

- Bez przesady Hazz...To nic, po prostu się źle poczułem. Wracajmy już - szepnął, po czym się wyprostował, wziął głęboki wdech i pewnie chwycił Harry'ego za rękę. 

Nie chciał nie potrzebnie martwić swojego ukochanego. Przecież to było nic takiego...po prosty zakręciło mu się w głowie. To nic poważnego, prawda?  
 _______________________________________________________

* Pont de l'Archevêché - ja doskonale wiem, że ten most znajduje się w Paryżu, a to wszystko rozgrywa się w Londynie, ale jakoś nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zamieścić tego w rozdziale. Gdy pisałam ten rozdział, wiedziałam, że to musi być coś wspaniałego i coś co pozostawi po sobie ślad Louisa i Harry'ego i to właśnie ten most przyszedł mi do głowy jako pierwszy. Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko ;)
  

czwartek, 4 kwietnia 2013

One Shot - A moment of pure joy

 Witajcie pysiaczki!! Nareszcie doczekaliście się One Shota ;D Mam nadzieję, że wam się spodoba bo jest taki....inny? Nie chciałam dodawać czegoś smutnego, bo blog jest smutny, więc stwierdziłam, że coś wesołego i szczęśliwego nie zaszkodzi. Jeśli chodzi o rozdział 11, to powinien pojawić się we wtorek lub w środę. Pytania do postaci lub do mnie Tutaj. 
One Shota dedykuje Oli ;D 
 
 Enjoy!!!

Może to nie powinno tak wyglądać. Myślę, że powinienem być bardziej romantyczny. Powinienem paść przed tobą na kolana, jak widziałeś to wiele razy w filmach, a potem ze łzami w oczach opowiedzieć Ci o mojej miłości i o tym, jak wiele dla mnie znaczyłeś, znaczysz i będziesz znaczył. Powinienem Ci powiedzieć, że ponad wszystko uwielbiam twój uśmiech i, że twoje oczy są najbardziej niebieskie na świecie. Mógłbym wspomnieć, że przecież gdybyś miał oczy zielone, także bym Cię kochał. Właściwie nie przeszkadzałby mi żaden kolor twoich oczu, wyglądałbyś pięknie nawet, gdyby były różnokolorowe.

Gdybym był bardziej romantyczny, mógłbym zainwestować w prawdziwy pierścionek, w końcu tak przecież należy. Mógłbym to naprawdę zrobić inaczej, tak jak trzeba. Ale wiesz, prawdę mówiąc, nigdy nie podejrzewałem nawet, że Ci się oświadczę.

Nie zrozum mnie źle. To nie jest tak, że Cię nie kochałem - skąd! Od zawsze byłeś dla mnie najważniejszy. Już w pierwszej chwili, gdy Cię poznałem, a ty odezwałeś się do mnie po raz pierwszy, mówiąc ciche „Hi!” wiedziałem na pewno, że jesteś kimś wyjątkowym. Czułem to. Patrzyłeś na mnie w sposób, w jaki nikt inny nie patrzył. Wyzwalałeś we mnie emocje, o których istnieniu nawet nie wiedziałem, robiłeś ze mną rzeczy, których…Których nigdy nie zapomnę. A mimo wszystko jednak nie podejrzewałem, że Ci się oświadczę. Nie podejrzewałem, że zrobię to w tamtej chwili.

Pamiętasz?

Byliśmy na łące, pod naszym drzewem, na którym kilka lat wcześniej w serduszku wyryliśmy scyzorykiem nasze inicjały. To takie banalne i tandetne, ale nie wyobrażam sobie, że moglibyśmy tego nie zrobić.

Ja opierałem się plecami o pień drzewa, a ty siedziałeś pomiędzy moimi nogami, opierając się o moją klatkę. To była nasza ulubiona pozycja, zawsze tak siadaliśmy, kiedy chcieliśmy po prostu pobyć razem.

Było to wiosną, nie tyle wczesną, co raczej w pełni. Słońce przyjemnie ogrzewało nasze ciała, a delikatny wiatr rozwiewał twoje włosy. Miałeś przymknięte oczy, a twarz wystawiłeś ku promieniom słonecznym. Chciałbym wtedy być w dwóch miejscach na raz, by móc jednocześnie czuć twe ciało blisko mnie i oglądać twoją twarz. Lubiłem Cię obserwować, wręcz gapić się na ciebie całymi godzinami.

Nie wiem dokładnie, kiedy przysnąłeś. Pamiętam, że czekając, aż się obudzisz zerwałem jedno z źdźbeł trawy i zacząłem owijać ją wokół twojego serdecznego palca. Nie robiłem tego, mając jakieś konkretne zamiary, po prostu chciałem zająć się czymś i jednocześnie nie przerwać twojego snu. Kiedy otworzyłeś oczy i rozkosznie się przeciągnąłeś, byłeś dla mnie najpiękniejszą osobą na świecie. Nie wiem jak to możliwe, ale wiatr nagle ustał, ptaki przestały śpiewać, a chmury zdawały się na tą jedną chwilę zaprzestać swej wędrówki po niebie. I wtedy to zrozumiałem. Zrozumiałem, że jesteś osobą, która powinna być ze mną na zawsze.

 - Wyjdź za mnie - wypaliłem znienacka.

Wciąż nie rozumiem, dlaczego się zgodziłeś. Nie rozumiem, jak to możliwe, że po najbardziej nieromantycznych oświadczynach na świecie, ty z radością rzuciłeś mi się na szyję i gorąco ucałowałeś moje usta. Wiem jednak, że kochałeś mnie ponad wszystko i tylko to jest tym, co powinienem wiedzieć.

Kiedy na twój serdeczny palec założyłem pierścionek upleciony z trawy, uśmiechnąłeś się. Prawdę mówiąc, byłem zażenowany. Powinienem był to przewidzieć, jakoś się przygotować. Wtedy cicho bąknąłem, że go wymienię.

 - Ani mi się waż - szepnąłeś cicho - Jest przepiękny.

Nie wymieniliśmy go ani wtedy, ani później. Jedynie utwardziliśmy go, za pomocą przeróżnych chemikaliów aby nigdy nie uległ zniszczeniu. Z dumą nosiłeś go na swoim serdecznym palcu przez cały okres naszego narzeczeństwa.

A teraz, kiedy trzymam twoją dłoń, jest też na nim złota obrączka.

Wokół nas panuje chaos.

Nasza rodzina, przyjaciele - wszyscy podchodzą, gratulują, przytulają z uśmiechem na ustach. Kiedy spoglądam na ciebie ukradkiem, widzę, że jesteś tym oszołomiony, ale szczęśliwy. Szeroki uśmiech nie schodzi z twojej twarzy nawet na sekundę. Jesteś taki dumny, kiedy podchodząc do ciebie mówią, że masz wspaniałego męża. To cudowne, przeszliśmy tak długą drogę.

Nagle wszystko ucicha, goście rozchodzą się na swoje miejsca, orkiestra cichutko puszcza jakąś romantyczną melodię. Słychać szczęk uderzających o siebie sztućców. Liam z radością biega za dwójką swoich maluchów. Zayn rozmawia z naszymi ojcami, a Perrie wraz z Danielle w popłochu szukają muszki, którą zgubił Niall. Nasze mamy uśmiechnięte rozmawiają przy stole, pierwsi goście wznoszą toasty. Zupełnie tak, jakby nikt nie zauważał, że my, we dwójkę stoimy pod łukiem ułożonych z kwiatów róż.

Wyglądał przepięknie. Robiła go Alex*. Ta dziewczyna w pewnym stopniu zmieniła nasze życie. A pojawiła się w nim całkiem przypadkiem. Lecz to dzięki niej zrozumieliśmy to co jest najważniejsze. 

Łapię Cię za dłoń, którą ty mocno ściskasz. To nie efekt stresu, ty zawsze ściskasz ją w taki sposób. Myślę, że to pewien rodzaj przyzwyczajenia z czasów, kiedy było to dla nas zakazane.

Pamiętam to dokładnie. Wtedy nie mogliśmy zrobić niczego razem. Przytulić się. Pocałować. Chociażby dotknąć. Zakazali nam tego. Nie mogliśmy pokazywać światu, że się kochamy. Ale teraz to wszystko, już przeszłość, złe wspomnienia, które już nigdy nie wrócą.

Spoglądam na naszych gości. Wszyscy zajęci są sobą i mam ochotę zabrać Cię stąd, gdzieś gdzie będziemy sami.

Robię tak. Pociągam Cię do tyłu, a nikt nie zauważa nawet naszego zniknięcia.

To zabawne, że nasze wesele odbywa się na łące, gdzie Ci się oświadczyłem.

To zabawne, że dokładnie pod naszym drzewem, jeszcze kilkanaście minut temu przysięgałem Ci, że będę twój na zawsze.

To zabawne...ale przecież tego właśnie chcieliśmy - by nasz ślub odbył się w miejscu dla nas ważnym, znaczącym.

Nasze drzewo wygląda pięknie - jego gałęzie oświetlone białymi lampkami. Z poszczególnych konarów zwisają lampiony, w których ukryłem małe świeczki. Myślę, że nigdy wcześniej nie było tu tak romantycznie - tym razem się postarałem.

Kiedy stajemy pod drzewem, słychać muzykę dochodzącą ze środka namiotu. Chwytam twoją dłoń i przyciągam Cię delikatnie w swoim kierunku. Obejmuję Cię w pasie, zaczynając powolutku kołysać się w naszym własnym, prywatnym rytmie. Chowam twarz w twoich włosach, upajając się ich zapachem.

 - Louis…

Podnosisz głowę tak szybko, że nawet nie jestem w stanie zareagować. Niemal stykamy się nosami, kiedy spoglądasz mi głęboko w oczy, cichutko pytając:

- Tak Harry?

Całuję twoje czoło.

Nos.

Policzki.

- Kocham Cię.

Nim pocałuję twoje usta, zauważam twój przepiękny uśmiech. Teraz wiem, że zrobiliśmy to w najwłaściwszy sposób.

Razem.
___________________________________________
 *Alex - mam nadzieję, że nie obrazisz się, że użyłam takiego skrótu ;) 


poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 10 - Jedno spojrzenie przekazuje więcej niż tysiąc słów

 Heja misie!!! Jak mijają wam święta? Chciałabym podziękować za komentarze i mam nadzieję, że pod tym rozdziałem zastanę równie wiele ;) Jeśli chodzi o tego shota, to jak na razie widzę, że ankietę wygrywa Larry ;D One Shot powinien pojawić się w czwartek ;P 
Jeśli chodzi o ten rozdział no to cóż...nie powiem, że mi się nie podoba, bo mi się podoba, tylko, że jest dość...smutny i przygnębiający? Nie wiem...sami ocenicie ;D Życzę miłego czytania.

Enjoy!!!


It’s getting better

Keeps getting better all the time
....

 
  
- Chłopaki! - usłyszeli krzyk za plecami. Odwrócili się i zobaczyli ich przyjaciół. Zayn, Liam i Niall podbiegli do Louisa i Harry'ego dysząc jak lokomotywy. Lou i Harry popatrzyli się po sobie z niemałym szokiem. Nie spodziewali się, że chłopcy się tu zjawią. Ani tym bardziej, że będą w takim stanie. 

- Co wy tu robicie? I dlaczego tak dyszycie? - zapytał po chwili Louis, będąc nadal w szoku. Zaczął wpatrywać się w trójkę przyjaciół.

- No jak..jak to co - powiedział ledwie słyszalnie Zayn, opierając się o ścianę, próbując złapać oddech. Wszyscy wyglądali tak, jakby przebiegli co najmniej cztery kilometry. - Przecież jesteśmy przyjaciółmi i nie mogliśmy nie przyjść.- powiedział na jednym wdechu. Po chwili wziął drugi i kontynuował - No, a jeśli chodzi o drugie pytanie to...samochód się mi zepsuł i musieliśmy biec trzy kilometry, żeby się nie spóźnić. 

- Zayn...jakie zepsuł?! Zapomniałeś dolać oleju i tyle! - wykrzyczał Liam, powodując, że na twarz Louis'a i Harry'ego wpłynął uśmiech. Nie mogli uwierzyć, że mają takich przyjaciół, którzy są w stanie tak bardzo się poświęcić.

- No to nie mogliście wyjechać wcześniej? - spytał Hazz, wiedząc, że Liam zawsze musi wyjechać wcześniej i na miejscu jest zawsze przed czasem.

- No wyjechaliśmy wcześniej, ale nie moja wina, że Niall i Zayn się tak wlekli. A poza tym, postanowiliśmy pojechać tą mniej uczęszczaną drogą jak to powiedział Zayn. 

- Jaką mniej uczęszczaną? 

- Leśną Louis, leśną. - wyjaśnił Liam, który już lekko ustabilizował swój oddech. - No i, Zayn mówił, że dotrzemy tam wcześniej i nie będzie żadnych korków...a stało się jak się stało. Po środku drogi - jeśli można to tak nazwać-  samochód stanął. Od razu wybiegliśmy no i zaczęliśmy wszystko sprawdzać. Zayn i Niall zaczęli panikować. Jeden, że samochód mu się zepsuł, a drugi, że żelki mu się skończyły. Ja zacząłem krzyczeć, że nie zdążymy. No i wymyśliliśmy, że pobiegniemy. Może i na początku to się wydawało dobrym pomysłem, ale po przebiegnięciu dwóch kilometrów, byliśmy...um....właśnie w takim stanie i myśleliśmy tylko o tym - wypowiedział chłopak wskazując na Zayn'a i Niall'a, którzy opadli na ziemię i zaczęli pić wodę. 

Trzeba było przyznać, że widok był komiczny. Ludzie ich mijający patrzyli się na nich z lekkim przerażeniem, ale oni się tym nie przejmowali.     

- Dziękuje - odpowiedział szatyn. Bez dalszych słów, Niall i Zayn podnieśli się z podłogi, po czym wszyscy razem się przytulili. Tak jak zawsze. Po kilkunastu sekundach się od siebie oderwali. Przeszli przez długi korytarz, po czym czwórka z nich zajęła miejsca, a Louis podszedł do drzwi. Spojrzał w stronę Harry'ego delikatnie się uśmiechając. Dał tym gestem, znak osiemnastolatkowi, żeby się nie martwił. 

Lecz Harry nie mógł się nie martwić. 

Louis wszedł do pomieszczenia, zostawiając swoich przyjaciół na korytarzu. Każdy z nich myślało o jednym.W ich głowach była tylko i wyłącznie jedna myśl.

Co będzie, jeśli okaże się, że to prawda ? 

Każdy z nich zadawał sobie to pytanie. 

Każdy z nich bał się odpowiedzi. 

Zayn, Niall i Liam wiedzieli,że będą musieli wspierać Harry'ego...tylko nie wiedzieli czy on pozwoli im na to. Ale zaraz przecież nawet nie wiedzieli! Więc po co się martwili...może to ten głos w środku lub intuicja? Coś wewnątrz im mówiło,że gdy Louis wyjdzie wszystko się zmieni.  

W tym samym czasie 


- Dzień dobry - wyszeptał chłopak, zamykając drzwi za sobą. 

- Witaj Louis, proszę siadaj - odpowiedział Pan Adam, wskazując gestem dłoni na krzesło. Louis posłusznie zajął miejsce na przeciwko mężczyzny, który był średniego wieku. Doskonale znał Louis'a i jego sprawę. Na chwilę w pomieszczeniu zapanowała głucha cisza. Dało się tylko słyszeć dźwięki dochodzące z korytarza. Doktor sprawdzał coś w papierach, natomiast Louis wpatrywał się w okno.

A raczej to co było za nim. Widział tylko padający śnieg. Aura była piękna. Na chwilę Louis się rozmarzył. Przypomniał sobie ich wypad na narty. Wtedy było cudownie. Cały tydzień spędzili razem. Bez kamer i zbędnych osób. Tylko oni. Było jak za dawnych czasów. Było idealnie. 

Pamiętał to, jak Harry wywalił się, a potem cały dzień bolał go tyłek. Nie mógł niczego zrobić, więc Louis cały czas mu usługiwał. Nawet go umył...lepiej nie wspominać jak skończyło się to mycie. 

To wspomnienie sprawiło, że na twarz Louis'a wpłynął delikatny uśmiech. Każde wspomnienie związane z Harrym sprawiało, że Lou stawał się szczęśliwy. To właśnie dzięki temu chłopakowi, Louis stał się inny. Był jeszcze bardziej wrażliwszy i troskliwszy. A zwłaszcza o Harry'ego. Lecz także był bardzo zazdrosny.

Wkurzał się na każdego kto tylko popatrzył się na jego chłopaka. Każdego, kto tylko go dotknął lub przytulił. Wtedy robił ten słynny wyraz twarzy, który każdy zapewne znał. A raczej Ci, którzy wiedzieli, że Larry istnieje. 

Tych osób było naprawdę mało. Poza rodziną Harry'ego, Louisa, Liama, Nialla, Zayna. Paula, Diany, dziewczyn z Little Mix, zarządu i kilku przyjaciół chłopaków, nikt nie wiedział.  

- Louis...a więc. Jak się czujesz ? - ciszę przerwał doktor prowadzący Louisa, wyrywając tego z świata wspomnień.

- Jest dobrze...no może czasami mam gorsze dni, ale...zdarzają się naprawdę rzadko. A co z moimi wynikami? - spytał, cierpliwie czekając na odpowiedź. 

- Louis....sprawdziliśmy to dwa razy i nie ma szans na błąd. Naprawdę mi przykro - szepnął, po czym wręczył chłopakowi wyniki. 

Louis szybko je przyjął, po czym obrzucił wzrokiem. Gdy zatrzymał się na tym wyniku, w jego oczach stanęły łzy. 

- Ale jak to? - spytał ledwie słyszalnie załamującym się głosem. Nie mógł uwierzyć, że to wszystko okazało się prawdą. W tamtej chwili nie myślał o niczym innym, jak o tym co teraz będzie. - Czy jest jakaś szansa? - zapytał z nadzieją wpatrując się w doktora.

- Niestety, zgłosiłeś się za późno. Teraz możemy tylko zrobić operację, która jakoś Ci pomoże i doda Ci kilka lat - powiedział, tym samym skazując na Louisa wyrok. 

- Jaką operację? - spytał, zagryzając wargi, aby nie wybuchnąć płaczem. 

- Przyjdź do mnie jutro, a wszystko Ci wytłumaczę. I jeszcze raz bardzo mi przykro. - wypowiedział pokrzepiająco pocierając ramię chłopaka.    

Lecz tego nie dało się już pocieszyć. Jego świat się załamał. Rozpad na małe kawałeczki. I nie da się go już skleić. 
~~~*~~~


 ~Perspektywa Baby Cakes ~  

Czekaliśmy na korytarzu siedząc na krzesłach. No może chłopaki siedzieli bo ja chodziłem w te i we wte. Nie mogłem usiedzieć na miejscu. 

Zayn z nerwów zaczął przegryzać wargi. Liam obgryzać paznokcie, a Niall bawić się swoją czapką. Każdy z nas przeżywał to w inny spoób. Nie wiedziałem co myślą teraz chłopacy, ale ja myślałem tylko o jednym ; 

Nie chcę stracić Louisa. 

Tylko to chodziło po mojej głowie. Co będzie gdy to wszystko okaże się prawdą? Nawet nie chciałem tego przyjąć do świadomości. Doskonale wiedziałem,że jeśli on odejdzie ja nie będę mógł normalnie funkcjonować. Nie będę w stanie się uśmiechnąć, czy wstać z łóżka. Nie będę w stanie niczego przełknąć, lub się do kogoś odezwać. Nie będę po prostu mógł żyć.

 Z moich rozmyśleń wyrwał mnie trzask drzwiami. Od razu popatrzyłem się w tamtą stronę. Zobaczyłem bladego Louisa, który opierał się o ścianę. Chłopcy od razu wstali, a ja się zatrzymałem. Podbiegliśmy do niego, zadając różne pytania :

Co się stało?

Dobrze się czujesz?

Co tak długo?

Jesteś zdrowy?

Louis nie odpowiadał. Gdy po chwili spojrzał mi prosto w oczy, wiedziałem, że to co śniło mi się po nocach okazało się prawdą. Nie musiał nic mówić...wiedziałem. Jego spojrzenie przekazało mi więcej niż nie jedno słowo. Wtedy byłem już pewny,że teraz nic nie będzie tak jak dawniej. Do chłopaków zdawało się nie docierać to, co dla mnie było tak oczywiste. Może dlatego, że nie znali tego spojrzenia? Nie wiem...Ale wiem to, że w moich oczach od razu stanęły łzy.

- Louis i co? - spytał chyba po razy setny Liam, wyczekująco wpatrując się w Louisa. Ten tylko popatrzył się na mnie. Nie wiem co widział, ale w jego oczach stanęły łzy. Moje już dawno spływały mi po policzkach.  Nie chciałem dłużej ich ukrywać...chociaż teraz mogłem być sobą i swobodnie płakać. Chociaż nigdy nie chciałem, żeby takie łzy z takiego powodu upuściły moje oczy.

- Mam białaczkę - rzekł poddenerwowany, po czym pierwsza łza spłynęła po jego zaróżowionym policzku. 

Wtedy ja straciłem nad sobą kontrolę. Wybuchłem niekontrolowanym płaczem, opadając na podłogę. Wiem tylko,że Louis i reszta do mnie podbiegli próbując uspokoić, lecz ja ich nie słyszałem. Podkuliłem nogi, a głowę schowałem w dłoniach. W tamtej chwili byłem w swoim świecie. I za cholerę nie chciałem nikogo tam dopuścić. W mojej głowie było pusto. Nie myślałem nad niczym. Chciałem tylko płakać. Tylko płakać. Chociaż wiedziałem, że płaczem niczego nie załatwię. Nie rozumiem...dlaczego takie coś spotyka mnie i Louisa. Dlaczego to my tak cierpimy. Czy nasza miłość komuś przeszkadza? Czy Bóg musi zabierać nam to co najważniejsze?

Naszą miłość. 

Miłość, która któregoś dnia odejdzie. I zostawi mnie samego na tym świecie. Samego i bezradnego. Nie będę już tym samym człowiekiem. Nie będę już tym samym Harrym sprzed lat. Nie mogę zrozumieć...dlaczego to wszystko spotyka nas?