Hej wszystkim!! Rozdział 14...ostatni rozdział na tym blogu nie licząc epilogu. Miałam go dodać wczoraj, ale z racji, że strasznie się źle czułam, to dodaje go dziś ;) Rozdział jest bardzo smutny, ale tak musiało być. Chciałam przedłużyć tego bloga ale nie miałam żadnych pomysłów. Widzę, że prolog do Your eyes...wam się spodobał z czego jestem bardzo zadowolona. No nic,pytania do mnie lub do postaci to tutaj.
Enjoy!!!
But I wanna tell them
I wanna tell the world
That you’re mine....
~ Perspektywa Baby Cakes ~
Kiedyś, jakieś trzy lata temu, gdyby ktoś powiedział mi,
że spotka mnie w moim krótkim życiu, moja pierwsza prawdziwa
miłość, za którą byłbym w stanie oddać wszystko co mam, wyśmiałbym go w twarz.
Przecież ja Harry Styles nie mógłbym
się zakochać po jednym spotkaniu.
To irracjonalne.
Na domiar
wszystkiego, gdyby ktoś powiedział mi, że tą osobą, dla której stracę głowę
będzie mężczyzna, padłbym na ziemię i nie mógłbym powstrzymać śmiechu. A jednak
patrząc na to wszystko uświadamiam sobie, że nigdy nie wiadomo, co los nam
przyniesie i przede wszystkim, nie należy tego odrzucać ani unikać. A ja odpychałem myśl o tym, że mogę być gejem...to był błąd.
Spotykając
Louisa, tak naprawdę
przez myśl mi nie przeszło, że jest on tak cudownym chłopakiem. Gdy
połączono nas w zespół, tym samym poznając go bliżej odkryłem, że jest
osobą wartościową, która dąży do
wyznaczonych sobie celów i nie poddaje się mimo przeciwności losu. Wtedy
też zrozumiałem, że uczucie, które jego darzę nie jest przyjaźnią,
która między nami narosła. Po prostu się w nim zakochałem. Przez dłuższy
czas, nie chciałem przyznać się przed tym, przed samym sobą, ale potem
stwierdziłem, że nie mogę wiecznie uciekać przed moimi uczuciami.
Uczuciami, które są tak bardzo mocne i wyraźne.
Ten chłopak nauczył mnie
też, że lepiej jest znaleźć jedną osobę, którą będziesz mógł nazwać prawdziwym
przyjacielem, niż tkwić w gronie osób, które jedno twoje potknięcie
rozpowiedziałyby wszystkim osobą lubiącym dokuczać innym. Uświadomił mnie też,
że nie trzeba się wstydzić tego, kim się jest. Nawet jeśli inni nie odbieraliby
ciebie pozytywnie, najważniejsze jest, abyś ty sam miał do siebie szacunek.
Lekarz powiedział, że jeżeli do
czterdziestu ośmiu godzin nie wedrze się infekcja do organizmu, choroba ustąpi.
Cieszyłem się ogromnie, bo to oznaczało, że jeszcze długie lata przed nami i
będę mógł zrobić z nim jeszcze więcej szalonych rzeczy, niż do tej pory.
To
wszystko było takie nagłe. Najpierw Louis czuł się dobrze. Potem coś
się zmieniło. Jego stan gwałtownie się pogorszył, a lekarze nie mieli
innego wyjścia niż operowanie Louis'ego.
- Mogę się z nim zobaczyć? - zapytałem, kiedy lekarz skończył mówić.
-
Ale tylko jedna osoba -
powiedział, uważnie patrząc się na wszystkich zgromadzonych na korytarzu.
Mimo tych godzin nikt nie odszedł. A wręcz przeciwnie, niektórzy
dołączyli. Przybyli rodzice Louisa, moi, Simon, Paul, Stan, Lou, Tom,
Kate, Sarah. Wszyscy czekali. Wszyscy, którzy lubili Louisa. I nie
przeszkadzło im to, że się ze mną spotykał. Oni tak naprawdę cały czas
nas wspierali. W tych wszystkich trudnych chwilach...zawsze byli przy
nas.
Mama Louisa od razu kiwnęła
twierdząco głową. Spojrzała na syna przez dużą szybę, łapiąc się za
usta.
Widziałem, że powstrzymywała płacz. Jej mąż objęł ją, dodając jej w ten
sposób choć trochę otuchy. Spojrzała na mnie i skinęła twierdząco głową,
dając mi tym samym
pozwolenie na wejście.
- Louis powinien zacząć
wybudzać się za niedługo. Powinniśmy być dobrej myśli - oznajmił lekarz, zostawiając nas samych.
Podszedłem do drzwi, po czym wszedłem powoli do pomieszczenia.
Zlustrowałem twarz Louisa, czując mocne ukłucie w sercu. Naprawdę bałem się o
niego. I chociaż Louis przeszedł operację bez zbędnych komplikacji, zagrożenie
nadal było.
Podszedłem powoli do łóżka, nie odrywając
wzroku od jego twarzy.
Znałem każdy jej milimetr na pamięć. Z przymkniętymi powiekami wyglądał,
jakby
właśnie spał. A usta…lekko rozchylone, były teraz bledsze niż zwykle.
Rozrzucone
wokół, ciemne włosy kontrastowały z białą pościelą, której nienawidził. U
nas zawsze musiała być kolorowa. Takie przyzwyczajenie...
Louis wyglądał jak
bezbronny chłopiec, którego tak bardzo pokochałem za jego podejście do świata.
Usiadłem niepewnie na niskim taborecie, który postawiony był zaraz obok małej
szafeczki przy łóżku, na którym leżał chłopak. Ostrożnie ująłem jego dłoń, lekko
muskając ją wargami. Bałem się, że mogę go skrzywdzić samym dotykiem, czy
moją obecnością.
~~~*~~~
Nie minęło wiele czasu. Byłem
pewien, że nie minęła nawet godzina, jak Louis zaczął się powoli wybudzać. Oczywiście
zaraz po otworzeniu oczu, odetchnął głęboko, zaciskając mocniej palce na mojej
dłoni.
- Bałem się, że Cię nie zobaczę -
wychrypiał i odetchnął głośno z ulgą.
- Obiecałem, że będę. A ja
obietnic zawsze dotrzymuję - zauważyłem, nachylając się w jego kierunku i
składając na jego ustach delikatny pocałunek.
Pierwsze, co zrobiłem, to
poinformowałem o tym lekarza. I później zaczęło się. Każdy chciał się zobaczyć
z Louis'em, powiedzieć mu, że cieszy się, że operacja się udała. Lekarz jednak prosił, żeby nie męczyć za długo
pacjenta i dać mu odpocząć przynajmniej do rana.
Dlatego ja miałem swoją chwilę z moim ukochanym.Zmartwiłem się trochę gdy spojrzałem na niego. Nadal był blady i
osłabiony, ale lekarz powiedział, że tak może być po operacji. Chwyciłem dłoń Louisa delikatnie masując jej powierzchnię.
- Jak się czujesz? -
zapytałem, gładząc go po ręce. On obrócił głowę, po czym spojrzał na mnie swoimi pięknymi niebieskimi oczami.
- Lepiej, chyba - odparł słabym głosem. - Właśnie myślałem o
tobie - dodał, uśmiechając się.
- Tak? A co takiego? - zapytałem z
ciekawością, nie mogąc powstrzymać wesołego grymasu twarzy.
- Jest styczeń...potem będzie luty, marzec, kwiecień, czerwiec, będzie lato- zaczął wymieniać, przymykając
powieki. A z jego ust ani na chwilę nie schodził uśmiech.- Uwielbiam lato, bo
właśnie wtedy poznałem ciebie.
- Louis, o czym ty...
-
Pamiętam to dokładnie.... Marzyłem wtedy, abyś któregoś
dnia był mój - ciągnął, ignorując moje słowa. - I tylko mój. Żebyś
uśmiechał
się do mnie z miłością, przytulił, był w każdej sytuacji, pocieszył,
kiedy
byłoby mi źle…A gdy to wszystko się stało, nie chciałem od życia nic
więcej.
Marzyłem, abym kiedyś mógł Ci powiedzieć, jak bardzo kocham dzieciaka z
toalety, który już przy pierwszym spotkaniu skradł moje biedne serce. -
powiedział, powodując, że przypomniałem sobie nasze pierwsze spotkanie.
Uśmiechnąłem się delikatnie na jej wspomnienie.Chłopak otworzył szeroko
oczy,
sięgając dłonią do mojej twarzy. Kciukiem zatoczył zarys moich ust,
uśmiechając
się do mnie słodko.- Marzyłem, aby kiedyś te usta
pocałowały moje, abym mógł się w nich zatopić i zapominając o bożym świecie.
-
Louis, proszę Cię, nie rób tego - szepnąłem błagalnie wiedząc do czego
to wszystko zmierza. Ścisnąłem powieki, aby łzy nie spłynęły po moich
policzkach. Kątem oka dostrzegłem ruch za
dużą szybą w ścianie. Dostrzegłem rodziców Louisa, moich i naszych
najbliższych przyjaciół. Widzieli strach wymalowany na mojej twarzy.
-
Chcę Cię pocałować, Harry - powiedział pewnie. I to mnie przeraziło.
Jego pewność. Bez wahania usiadłem na skraju łóżka,
po czym nachyliłem się nad nim. Ostatni raz spojrzałem w jego oczy, po
czym przymknąłem powieki i delikatnie musnąłem jego wargi swoimi.Gdy się
od siebie oderwaliśmy, on przymknął powieki i wziął głęboki wdech. - Kocham twój zapach. Właśnie tak pachną
najszczęśliwsze dni mojego życia. - Odepchnął się lekko, spoglądając w moje
oczy. - Mówiłem Ci już, jak bardzo wyjątkowy dla mnie jesteś? - zapytał nagle. Byłem oszołomiony całą tą
sytuacją. Nie umiałem nic powiedzieć, za to czułem, że z moich oczu
płynie coraz więcej łez. Wyszeptałem cicho, aby tego nie robił, mając
nadzieję, że
zrozumie, co mam na myśli. Oparłem swoje czoło o jego. Louis potarł
lekko swoim
małym noskiem o mój, uśmiechając się ostrożnie. To co mówił, było
piękne, ale
obawiałem się, że to…Nie umiem o tym myśleć. - Obiecasz mi coś? - spytał po chwili, wpatrując się w moje oczy.
- Absolutnie wszystko - odparłem, bez chwili zastanowienia.
-
Uśmiechaj się ciągle. Wiesz, że
to w tobie kocham najbardziej. Chcę, abyś znalazł sobie kogoś, kto da Ci dużo szczęścia.
Kogoś, przy kim
będziesz czuł się wyjątkowo. Kogoś, kto sprawi, że twoje serce będzie
biło sto razy szybciej. Kogoś kto Cię przytuli i będzie pocieszać gdy
będziesz płakać. Kogoś, komu powiesz szczerze „kocham Cię”
-
Ty jesteś tym kimś,Louis. I nigdy nie znajdę kogoś innego. Oboje to
wiemy - szepnąłem, mówiąc całą prawdę. Doskonale wiedziałem, że nie
będzie nikogo innego...że na tym świecie nie było, nie ma i nie będzie
takiej samej...lub chociaż odrobinę podobnej osoby do Louisa.
Chłopak
otworzył na chwilę oczy,
patrząc na mnie z niewyobrażalnej bliskości. Zdecydowanie jego cudowne
tęczówki będę miał za każdym razem przed oczami, kiedy tylko przymknę
powieki.
- Chcę, żebyś miał dzieci. Mnóstwo roześmianych i tak pięknych dzieci, które będą podobne do ciebie - uśmiechnął się.
Słyszałem, jak z każdym słowem jego głos słabnie, co wywołało u mnie jeszcze
więcej łez. - Daj jednemu z nich imię Louis, dobrze ? Wiesz...po wujku - wyszeptał słodko chichocząc.
- Przepraszam, Lou, ale ja… ja
nie mogę Ci tego obiecać. Wiem...ja..ja jestem w stu procentach pewny, że z
nikim się nie zwiążę. W
moim sercu nie będzie miejsca dla nikogo innego. Jesteś tam tylko ty. Tylko ty,
Louis - zapewniłem go, mając nadzieję, że przestanie. Lecz się myliłem.
-
Jestem przekonany, że z czasem wszystko się zmieni. Spotkasz wyjątkową
osobę, w której się zakochasz, a twoje serce zacznie na nowo bić -
powiedział, po czym podniósł lekko rękę, a następnie przejechał lekko po
moich włosach. Jego słowa spowodowały, że na całym moim ciele pojawiła
się gęsia skórka. Ta nie miła gęsia skórka. Nagle na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - Wiesz za co Cię kocham?
- Za co? - spytał wpatrując się w jego oczy.
- Kocham w tobie
absolutnie wszystko. Twoje kręcone włosy, zielone oczy, cudowny uśmiech,
piękny głos, sprośny chichot, sposób w jaki oczarowujesz każdego, kogo
poznasz. Włącznie ze mną. Sposób w jaki stajesz na głowie by ktoś się
uśmiechnął. Kocham to, że potrafisz mnie pocieszyć dotknięciem dłoni i
sposób, w który rozśmieszasz mnie, gdy marszczysz nos, nie potrzebując
żadnych słów. Kocham to, że wiesz o czym myślę, kończysz za mnie
zdania i podajesz mi to, co potrzebuję, zanim nawet ja się zorientuję,
że tak jest. Kocham to,
że zawsze zostawiasz puste kubki w całym domu i co kilka tygodni spędzam
cały dzień, myjąc je. Kocham to, że zostawiasz swoja bieliznę na środku
łazienki i twierdzisz, iż to moja, gdy oboje wiemy, jak jest. Kocham to, że nie możesz wytrzymać
nawet godziny bez dotykania mnie, nawet jeśli to miałby być tylko mój
łokieć. Kocham jak przytulasz mnie stojąc za moimi plecami i opierasz
swój policzek o mój, kiedy przytulasz mnie od przodu i sprawisz, że
czuję się kochany i bezpieczny w twoich ramionach. Kocham, kiedy mnie
całujesz i trzymasz moją twarz lub przebiegasz palcami po moich włosach,
sprawiając, że czuję się ceniony. Uwielbiam to, że ostatnią rzeczą, którą mówisz mi każdego dnia,
jest „
kocham Cię”. Jednak głównie kocham to, że sprawiasz, iż
jestem lepszą osobą. Wiesz....nie boję się
śmierci. Boję się tego, że po moim odejściu ty nie dasz sobie rady. A kiedy już umrę, chcę móc nadal napawać
się
twoją radością, twoim uśmiechem…- westchnął głęboko, zwilżając wargi
językiem.
- Mówisz tak, jakbyś się żegnał - powiedziałem przez łzy, na co Louis uśmiechnął się krótko.
-
Bo pewnie tak jest. - westchnął,
wplatając dłoń w moje loki. - Nie płacz Harreh. Nie jestem wart twoich łez. Już i tak za dużo wylałeś łez przeze mnie i chciałbym Cię za to przeprosić. Za te wszystkie rzeczy, za to, że nie mogliśmy wyjść na ulicę trzymając się za ręce, za to, że nikt o nas nie wiedział, nie wiedzą jak bardzo Cię kocham i jak bardzo wyjątkowy jesteś dla mnie...Przecież wiesz, że długo nie
pożyję. - mówił, wpatrując się w moje oczy. - Ale ja zawsze będę przy Tobie, tutaj.
- przyłożył swoją dłoń do lewej strony mojej klatki piersiowej, tam
gdzie znajdowało się moje serce. - Zawsze tam będę i zawsze będę Ci
szeptał jak mocno Cię kocham. Wiesz…Chcę tylko wiedzieć, że
kiedy mnie już zabraknie, nie stanie Ci się krzywda i poradzisz sobie.
Nigdy
nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś Ci się stało z mojego powodu, Harry. -
szepnął, a w jego oczach stanęły łzy, które po chwili spłynęły po
zaczerwienionych policzkach. Starłem je, gładząc przy tym jego policzek.
Powoli zbliżył się do mnie,
po czym musnął lekko moje usta. Delikatnie, z czułością i miłością, jaką mnie darzył.
Oddałem pocałunek, obejmując go mocno, jakby to miało utrzymać go przy życiu.
Chciałem, aby ten moment trwał wiecznie. Abym mógł smakować jego ust przez całą
resztę naszego życia.
- Kocham Cię,
Harreh - wyszeptał, ponownie oplatając mój kark.
Wtulił się we mnie,
zaciskając lekko palce na mojej koszulce. Po krótkiej chwili poczułem coś
mokrego na moim karku. To były łzy, które spływały po jego policzkach.
Pogładziłem go po plecach, chcąc mu dodać otuchy. Choć po moich policzkach lało
się coraz więcej łez, a uczucia w środku mnie, mieszały się ze sobą powodując, że
chwilami nie dałem rady oddychać.
Chciałem po prostu być
blisko niego i nigdy nie wypuszczać z objęć. Chciałem spędzić z nim
resztę mojego życia, które dzięki niemu nabrało barw i radości. To
dzięki niemu jestem tym kim jestem i nie chcę się zmieniać. Nie chcę
stracić Louisa...
Tak bardzo chciałbym budzić się każdego
ranka, wtulony w jego ciało. Czuć jego usta na swoich. Przytulać się do
niego i mówić mu te dwa piękne słowa, które wypowiadałem miliony razy.
Kocham Cię.
Tak wiele razy te dwa słowa wypływały z moich ust, że gdybym miał policzyć ile dokładnie to zajęłoby mi to
pół życia. Przecież niedawno obchodziliśmy naszą rocznicę. Chcę
znów świętować z nim nasze kolejne rocznice. Tak bardzo tego wszystkiego
chcę. Ale czy jest to możliwe?
Zapominamy, że życie jest kruche, delikatne, że nie trwa wiecznie. Zachowujemy się wszyscy jakbyśmy byli nieśmiertelnie. Bo życie....to taki dziwny prezent.