poniedziałek, 25 marca 2013

Rozdział 9 - Niebiosa mogą zaczekać, my patrzymy tylko na niebo, mając nadzieję na najlepsze, lecz przygotowując się na najgorsze

Siema wszystkim! Na samym początku...trochę się rozczarowałam. Pod ostatnim rozdziałem zastałam tylko 3 komentarze. To bardzo smutne. Oczywiście serdecznie dziękuje pyci, Samotność, oraz Sharon dreams, które jako jedyne znalazły chwilę by skomentować rozdział. Bardzo wam dziękuje. Naprawdę bardzo zależy mi na komentarzach. 
Następny rozdział w następnym tygodniu ;) Życzę miłego czytania.

Enjoy!!!

One touch and I was a believer....

Every kiss it gets a little sweeter... 


  Louis powoli otwierał swoje powieki, napotykając zielone tęczówki Harry'ego. Gdy konkretnie otworzył oczy, zobaczył,że jego piękne oczka są zaczerwienione. Szatyn przestraszony, bez słowa, zbierając resztki sił ze wczorajszego dnia, podniósł się do pozycji siedzącej wpatrując się w osiemnastolatka. 

- Harry...- westchnął, przykładając zimną dłoń do rozgrzanego policzka Harry'ego, lekko pocierając go kciukiem. - Znowu płakałeś? - spytał zmartwionym głosem. Nienawidził tego. Tego, że Harry płacze...tak często. To było dość nienaturalne. Chociaż Lou wiedział, że chłopak ma powody do płaczu. Ich sytuacja była tak ciężka, że czasami, sam Louis płakał. 

- Przepraszam...- wyszeptał młodszy, spuszczając wzrok. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w swoje palce. Louis nie mogąc dłużej wytrzymać chwycił delikatnie podbródek loczka, podnosząc jego twarz. Hazz spojrzał na niego oczami przepełnionymi smutku. 

- Nie przepraszaj... Ale...powiesz mi dlaczego znowu płakałeś? - zapytał wpatrując się w oczy chłopaka.  Louis zawsze potrafił  rozszyfrować loczka, lecz tym razem nie miał zielonego pojęcia o co chodzi. W jego oczach Louis nie dostrzegał absolutnie niczego. Przecież...wczoraj był taki szczęśliwy. Ciągle się uśmiechał i żartował. A dziś...znów wypłakiwał sobie oczka.

- Dzisiaj jest ten dzień. - szepnął ledwie słyszalnie, wywołując u starszego chłopaka ciarki na plecach. Wtedy zrozumiał, że dzisiejszy dzień przeważy o ich przyszłości....o ile takowa nastąpi. Louis zapomniał o tym na śmierć. 

- Słońce...nie przejmuj się. Damy sobie radę - powiedział, pocieszając młodszego chłopaka, tuląc go do siebie. Harry od razu wtulił się w ciało Louisa, wdychając jego cudowny zapach. Tomlinson pocierał pokrzepiająco plecy chłopaka, natomiast tego przechodziły dreszcze. Skóra Harry'ego była taka gładka, jak pupa niemowlęcia. On cały był delikatny. Uczuciowy i co najważniejsze słodki. Słodki aż do bólu.

- Lepiej idź się przygotuj bo jest dziesiąta, a ty masz tam być na jedenastą - wyszeptał Harry w szyję Louisa, przyjemnie muskając jego skórę wargami. Chłopcy oderwali się od siebie, po czym spojrzeli sobie w oczy. 

- Nie przejmuj się - wyszeptał starszy muskając usta swojego chłopaka. Louis wstał z łóżka, po czym skierował się w stronę łazienki. Umył zęby, przemył twarz wodą po czym spojrzał w swoje odbicie w lustrze. Dostrzegł tam człowieka, który miał wymalowany żal, smutek i przygnębienie na twarzy. Nie wiedział, jak inni ludzie mogą się ciągle na niego patrzeć, skoro on sam ma siebie już serdecznie dość.

Czasami czuł do siebie odrazę i niechęć. Miał wrażenie, że wszystko co dzieje się wokół niego jest jednym okropnym koszmarem. Że wszystko jest jego winą. Że przez niego jego ukochany jest nie szczęśliwy. I że to przez niego tak cierpi. Nagle z jego oka wypłynęła łza.

Gdy raz jeszcze miał spojrzeć w odbicie lustra ktoś wszedł do łazienki. Natychmiast spojrzał w tamtą stronę. Zobaczył już ubranego, lekko uśmiechniętego Harry'ego. Natychmiast starł łzy, które spływały po jego policzkach. Miał nadzieję, że Harry ich nie zauważy, bo wtedy byłoby źle.

- Coś się stało? - spytał po chwile lekko zachrypniętym głosem, podchodząc do szafki i wyjmując z niego ręcznik. Wytarł swoją twarz, w miękki materiał, po czym spojrzał na Harry'ego, który stał tam i się nie odzywał. - Harry, wszystko ok? - ponowił pytanie, lecz i tym razem nie otrzymał odpowiedzi. Lekko zaniepokojony podszedł do loczka, chwytając go za ramiona. - Hazz?! 

- Wybacz...ale ostatnio mam jakieś głupie myśli. - wyjaśnił po chwili, uśmiechając się do chłopaka. 

- Powiesz mi jakie? - spytał zaciekawiony, lecz znów nie dostał odpowiedzi. Westchnął głośno, szukając ręki swojego chłopaka. Gdy ją znalazł, splótł ich palce razem. - Dobrze...a Kate o tym wie? - zapytał uśmiechając się do chłopaka.

- Wie. - odparł krótko, patrząc na Louis'a. Starszy przybliżył się do Harry'ego, po czym musnął jego usta.

- Mam nadzieję, że kiedyś mi powiesz - szepnął, nagle wyobrażając sobie ich wspólną przyszłość. 

Dom. 

Dzieci. 

Pies.  

Myśli kłębiące się w głowie dwudziestojednolatka narastały, a on ciągle się uśmiechał. Chciał żeby tak właśnie wyglądało jego życie. Z Harrym u boku. 

- Kiedyś na pewno - odpowiedział krótko Hazz, wyrywając Louis'a z rozmyśleń. Oboje spojrzeli po sobie, po czym zachichotali. Wyszli z łazienki, po czym Lou zaczął się ubierać, a Harry zszedł na dół, aby przyrządzić im śniadanie.


Po dwudziestu pięciu minutach Louis był już ubrany. Zjadł przyrządzone przez Harry'ego śniadanie, które było jak zwykle przepyszne, po czym poszedł do salonu, aby wziąć teczkę z potrzebnymi dokumentami. Gdy schylał się aby je wziąć poczuł jak czyjeś ręce oplatają go w pasie. Harry ułożył głowę na jego ramieniu, głośno wzdychając.

- Mogę jechać z tobą? - spytał z nadzieją, obracając chłopaka przodem do siebie. Louis położył swoją dłoń na policzku Harry'ego, po czym zaczął go delikatnie masować. Harry pod tą pieszczotą przymknął lekko swoje powieki, a Lou się uśmiechnął gdy ten wykonał ten ruch.

- Jesteś pewny? - upewnił się szatyn. 

- Chcę tam być...z tobą. Bez względu na to co się stanie - wyszeptał chłopak otwierając oczy. Zatapił głowę w zagłębieniu szyi Louisa, wdychając jego słodki zapach, połączony z jego perfumami i z nim samym. 

- W takim razie jedzmy - szepnął po chwili Louis, odrywając od siebie Harry'ego. Wziął dokumenty, po czym pewnie chwycił loczka za rękę. Wyprowadził ich z salonu, a zaprowadził na korytarz. Ubrali się, a następnie wszyli z domu. Powitał ich lekki podmuch wiatru, który uderzył w ich twarze. 

Harry wtopił twarz w swój kremowy szalik, który dostał od swojego chłopaka, a Louis czym prędzej podbiegł do auta, otwierając je.Wsiedli do pojazdu, zapinając pasy, po czym Lou wsadził kluczyk w stacyjkę i odpalił auto. Wyjechali z podjazdu, wyjeżdżając na ulicę. 

W tym samym czasie


- Zayn jesteś pewny, że dojedziemy tą drogą i się nie spóźnimy? - spytał chyba po raz setny Liam, patrząc się przez okno.

- Mówię wam chłopaki...Dojedziemy na czas! - powiedział Zayn, omijając kolejną dziurę. - Co do cholery jasnej?! - wrzasnął mulat, kiedy jego auto zatrzymało się po środku drogi. Natychmiast wysiadł z samochodu, po czym otworzył maskę. Zaczęło wydobywać się z niej dym,a chłopak zaczął się przyglądać co się stało. Po chwili dołączyli do niego Liam i Niall. Wszyscy byli wkurzeni. Z zupełnie innych powodów.

Niall zaczął dramatyzować, że skończyły się mu żelki i nie ma co jeść.

Zayn, że samochód mu się zepsół.

A Liam, że się spóźnią.

- Dobra chłopaki, co robimy? - spytał po chwili Liam, opierając się o samochód.Spojrzał na resztę kręcąc głową z dezaprobatą.

- Biegniemy - powiedział Niall, zjadając ostatniego misia Haribo.

- Zgłupiałeś?! Trzy kilometry! - wykrzyczał niedowierzający Zayn, wymachując rękoma.

- A chcesz się spóźnić? - spytał Liam, patrząc na chłopaka.

- Dobra...czekajcie tylko zamknę moją brykę - odrzekł po czym zamknął swoje auto.

Chłopcy nie czekając zaczęli biec. Za wszelką cenę nie mogli się spóźnić. Na pewno nie na tak ważną sprawę. Przecież...to miało przeważyć o ich przyszłości. I nie chodziło już tylko o One Direction. Teraz chodziło o ich piątkę. O piątkę chłopaków, których łączy bez warunkowa przyjaźń i miłość. Nie liczyło się nic więcej....tylko to,aby to wszytko okazało się nieprawdą.

Dwa i pół kilometra później.... 


- Rusz dupę Niall ! - wykrzyczał Liam, ledwie co łykając powietrze. Chłopcy znajdowali się już niedaleko. Zostało im zaledwie pół kilometra. To było nic...w porównaniu do tego co przebiegli. Lecz dla nich każdy krok był nie do z wytrzymania. Chcieli tylko dotrzeć na miejsce i jak najszybciej usiąść na krześle i napić się wody.  Mieli serdecznie dość. Ale...czego się nie robi dla przyjaciół, których się kocha, prawda?

Liam biegł na samym przodzie. Za nim był Zayn, a na samym końcu, ledwie idący Niall. Dwójka na przodzie się zatrzymała, popatrzyła się na siebie, po czym podbiegła do Niall'a i chwyciła go za ręce. Chłopak zaczął się sprzeciwiać, lecz nie miał za wiele do gadania. Wziął oddech,  i zaczął biec za Liam'em i Zayn'em.

W ten sposób w dość szybkim czasie znaleźli się na schodach prowadzących do budynku. Ludzie ich mijających musieli sobie myśleć, że albo im się naprawdę śpieszy albo są totalnymi wariatami. Praktycznie to te dwa opisy pasowały to nich. Byli całkowicie zwariowani no i bardzo się im śpieszyło.

~~~*~~~   
    

Po godzinie byli na miejscu. Zaparkowali przed ogromnym budynkiem. Harry z nerwów zaciskał pięści, nerwowo wpatrując się w budynek. Był bardzo duży, a na samą myśl o tym co znajdowało się w środku, przechodziły go dreszcze.

- Harry...wszystko dobrze? - zapytał szatyn, odrywając Harry'ego od wpatrywania się w duże okna. 

- Tak...-szepnął młodszy ściskając dłoń Louisa.

- Jeśli nie chcesz...to nie musisz tam iść. - wyszeptał starszy, gładząc dłoń ukochanego. Wiedział, że chłopak się bał. Nie lubił chodzić to takich miejsc. Lecz nie wiedział czego bał się bardziej. Wyników, czy samego otoczenia.

- Jak to nie muszę?! Lou, chyba zgłupiałeś. Nie zostawię Cię samego, dla tego, że ja się boję! - powiedział dumnie, krótko całując swojego chłopaka w usta. Wysiedli z samochodu, kierując się w stronę dużych drzwi. Weszli na schody, po czym weszli do środka. 

Harry od razu zmarszczył brwi, czując ten specyficzny zapach. Białe ściany odstraszały jeszcze bardziej. Poczuł się nie dobrze. Nie lubił chodzić po takich miejscach, ponieważ od razu go mdliło. Czuł się nie komfortowo. Lecz ten przypadek był wyjątkowy i musiał. Nie mógł opuścić Louisa w takim momencie. Musiał być przy nim. Później nie wybaczyłby sobie, gdyby nie byłoby go przy nim.

A co czuł Louis ?

Czuł się strasznie. Nie dość, że zaraz miał się przekonać, czy jego podejrzenia okażą się słuszne lub nie,  to także miał wyrzuty sumienia związane z Harrym. Przecież ten chłopak nie był niczemu winny. A musiał przechodzić przez coś takiego. Nie dość, że musiał codziennie wpierać ludziom, że nic go nie łączy z Louisem, to teraz musiał patrzeć się jak jego przyszłość się załamuje. Wszyscy doskonale wiedzieli,że jeśli to okaże się prawdą, Harry nie da rady. Ale jak na razie wszyscy się modlili, aby to okazało się nieprawdą.

6 komentarzy:

  1. Hejka,
    przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału.. w sumie wydawało mi się, że go skomentowałam. No nic.
    Co do opowiadania..
    Niall i te jego żelki <3 Kocham
    I tak mi się wydaje że chłopcy są w szpitalu. Na początku myślałam że jadą do studia, żeby obgadać związek Larrego, ale potem doczytałam.
    Specyficzny zapach i białe ściany.. To na pewno jest szpital, a Lou chyba jest na coś chory.
    Bardzo mi się podoba twój blog i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Zapraszam do mnie
    http://wish-you-were-here1.blogspot.com/
    Pozdrawiam i życzę dużo weny !!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach !!!! Boski <3 Uwielbiam twojego bloga !!!
    Dzięki, że mnie poinformowałaś o nowym rozdziale :)
    Wiecznie głodny Niall hehehe
    No, ja jestem ciekawa co nam zgotujesz w następnym rozdziale. Będę czekać
    Pozdrawiam
    pycia

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały rozdział!
    Heh....Ohh ten Niall ;)
    I zgadzam się z powyższym komentarzem. Mi także się wydaję, że chłopcy są w szpitalu....ale nie wydaje mi się, że Louis jest na coś chory. Ale zresztą...wszystkiego się dowiemy w następnym rozdziale. Mam nadzieję, że dodasz go szybko :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurde... Dlaczego skończyłaś w takim momencie?!?! Serio chcę już wiedzieć co będzie dalej ;) To lekko przerażające, że jeden z nich może być na coś chory...zaraz STOP!!! Jeszcze nikt nie powiedział, że jeden z nich będzie chory, prawda? Matko mam nadzieję, że nie....

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie no ty to masz wyczucie czasu w takim momencie skończyć...
    Dobra trudno rozdział fantastyczny. Czekam na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny! No i o co tutaj chodzi? Czyżby przyjechali do szpitala? Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń