wtorek, 19 marca 2013

Rozdział 8 - Jest tak wiele rzeczy, za które Cię kocham

 Witajcie pysie !! Rozdział ósmy gotowy. Nie jest on idealny i jakiś taki bardzo dobry, ale mam nadzieję, że ta romantyczna atmosfera się wam spodoba ;) Dziękuje za miłe komentarze. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. Jeśli macie jakieś pytania to możecie wpadać na Tumblr, gg lub tutaj Ask.fm. Ahh i jeszcze jedno...jeśli ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach to albo napiszcie do mnie, lub w komentarzu zostawcie swój numer gg ;D To chyba tyle ode mnie. Nowego rozdziału spodziewajcie się na następny tydzień ;) 

Enjoy !!!


Baby they don’t know about.

They don’t know about us...



Big Ben wybił godzinę 16, a Louis i Harry siedzieli w samochodzie. Jechali właśnie do psychologa. Hazz miał dziś pierwszą wizytę u Kate od przyjazdu z Nowego Jorku. 

W samochodzie panowała cisza....przyjemna cisza. Louis siedział na miejscu kierowcy, a Harry na miejscu pasażera, przez co mógł spokojnie wpatrywać się w swojego ukochanego. Ten chłopak był po prostu śliczny. 

- Jesteśmy na miejscu - powiedział  Lou wyrywając Harry'ego z zamyśleń. Szatyn spojrzał na niego po czym się uśmiechnął. - Coś się stało ? - spytał, delikatnie masując policzek swojego chłopaka. 

- Po prostu...jakoś to do mnie nie dociera, że ja i ty jesteśmy parą - szepnął lekko zawstydzony, spuszczając głowę. Louis pokręcił głową, po czym dwoma palcami podniósł podbródek Harry'ego, sprawiając, że jego oczy napotkały błyszczące niebieskie oczy Louisa. 

- Hazz....jesteśmy...-przerwał nie chcąc tego powiedzieć. Nie chciał żeby Harry się czegoś domyślił. To miała być niespodzianka. A gdyby się wygadał byłoby po wszystkim. - Jesteśmy tak długo razem...- powiedział za poczekaniu, mając nadzieję, że Harry niczego się nie domyśli. 

- No dobra, to ja idę. Ale przyjedź po mnie - wyszeptał, krótko całując Louisa w usta. Wyszedł z samochodu, po czym obrócił się i pomachał Louis'owi. Ten tylko się szeroko uśmiechnął i zrobił to samo co osiemnastolatek. 

Gdy Harry zniknął za dużymi drzwiami, Louis natychmiast włączył się do ruchu ulicznego.Wjechał na jedną z głównych ulic Londynu, po czym zatrzymał się na światłach. Przelknął w myślach, ponieważ nienawidził tych stać w korkach. A zwłaszcza teraz, gdy tak bardzo się śpieszył. Korzystając z okazji, sięgnął po telefon, wybierając numer Nialla. Po kilku sygnałach jego przyjaciel odebrał. 

- Cześć Niall - przywitał się Louis, patrząc przez szybę, czy aby korek się nie ruszył. - Słuchaj...pamiętasz wszystko co Ci powiedziałem ? - zapytał poprawiając pas, który niemiłosiernie uciskał jego ramie. 

- Tak proszę pana. Kapitan Nailler jest w gotowości ! - krzyknął przez telefon, powodując, że Louis się zaśmiał. 

- Wielkie dzięki - podziękował, po czym słysząc w telefonie głośne "pa" rozłączył się, rzucając telefon na miejsce pasażera. Gdy tylko korek ruszył, Louis natychmiast skręcił w prawo. 

Po niecałych dwudziestu minutach szatyn był już pod swoim domem. Widząc roześmiane dwie dziewczyny lekko się skrzywił, ponieważ sądził, że to jakieś fanki. Lecz gdy tylko podjechał bliżej, zauważył fioletowe włosy oraz burzę loków, a na jego twarz wpłynął szeroki uśmiech. Wjechał na podjazd, a następnie zgasił silnik i wyszedł z auta. Nie zdążył zamknąć drzwi, ponieważ dwie piękności rzuciły mu się na szyje, śmiejąc się przy tym. 

- Już myślałem, że nie przyjedziecie - szepnął chłopak, gdy Perrie i Danielle się od niego oderwałoy. 

- Że co ?! My...no co ty ! Przecież musimy wykonać naszą misję ! - powiedziała radośnie Pezz, patrząc na Louisa. 

- Dokładnie. A poza tym...rocznice są takie słodkie, że nie mogłyśmy się nie zgodzić - krzyknęła podekscytowana Dan, trzepocząc rzęsami. Lou tylko pokręcił głową z dezaprobatą. - Dobra, a teraz daj kluczyki do domu, a sam idź do sklepu - powiedziała już poważnie brunetka, wyciągając rękę w stronę dwudziestojednolatka. 

- Ale Niall...

- Niall już nam wszystko dał, a teraz dawaj te kluczyki bo zimno jest ! - krzyknęła jeszcze lekko rozbawiona Perrie, uśmiechając się. Chłopak wręczył klucze do domy dziewiętnastolatce. 

- Nie martw się Lou, jak przyjedziesz wszystko będzie gotowe ! - krzyknęła Dan, gdy Louis siadał do samochodu. Chłopak się uśmiechnął, po czym zamknął drzwi do samochodu i ruszył do sklepu po kwiaty. 

~~~*~~~ 

Po dwudziestu minutach Louis był już na schodach do domu. Gdy chciał chwycić za klamkę, zauważył, że jego klucze zawieszone są na lampce. Uśmiechnął się, po czym je chwycił. Włożył je do zamka i przekręcił. Gdy wszedł do domu, powitał go przepiękny zapach przygotowanych przez dziewczyny potrawy. Zamknął drzwi odstawiając kwiaty na bok, po czym wszedł do kuchni. Zobaczył kilka potraw, na które szeroko się uśmiechnął. Chciał sam coś przygotować, ale nie umiał gotować, a chciał żeby wszystko było idealne. Więc poprosił dziewczyny aby te mu pomogły. 

Spojrzał na zegar i natychmiast poszedł do jadalni gdzie znowu czekała na niego niespodzianka. Wszystko było już przygotowane. Uśmiechnął się szeroko i w myślach przysiągł sobie, że musi jakoś zrewanżować się dziewczyną. 

Chłopak ponownie wszedł do salonu, po czym chwycił kwiaty, które kupił. Oczywiście były to czerwone róże, które Hazz kocha. Zrobił wszystko tak, jak wydawało mu się za słuszne. Następnie wziął świeczki zapachowe, które zapalił i porozstawiał wszędzie gdzie tylko spojrzał. Ruszył to kuchni, biorąc potrawy, które po chwili wylądowały na stole w jadalni.

Po zakończonej pracy jeszcze raz wszystko obrzucił wzrokiem i doszedł do wniosku, że wyszło to całkiem dobrze. Jeszcze raz spojrzał na zegar. Wskazywał dokładnie 18. Louis poszedł jeszcze zapalić ostatnie dwie świece znajdujące się na stole, oraz otworzył wino, po czym nalał je do dwóch kieliszków do połowy. 

Nagle jego serce zaczęło bić szybciej, gdy usłyszał jak ktoś wchodzi do domu. Szybko chwycił bukiet róż i stanął w drzwiach prowadzących do jadalni. 

  ~~~*~~~

~ Perspektywa Baby Cakes ~  
  

Gdy tylko przekroczyłem próg domu, zatkało mnie. Najpierw byłem totalnie wściekły na Louisa, że po mnie nie przyjechał. Potem gdy Niall, który po mnie przyjechał, wszystko mi wytłumaczył zacząłem myśleć, że może coś się stało. Ale gdy wszedłem do domu nie wiedziałem co powiedzieć. 

Zdjąłem płaszcz po czym odwiesiłem go. Wchodząc w głąb mieszkania, moje serce mało co nie stanęło. Wszędzie stało mnóstwo świeczek, a wokół były po rozsypane płatki czerwonych róż. Chwyciłem się za usta, a moje oczy wędrowały raz w tę stronę a raz w tamtą. Byłem w szoku i w ogóle nie wiedziałem co to wszystko miało znaczyć. W jednej chwili myślałem, że pomyliłem domy. Ale gdy tylko zobaczyłem nasze zdjęcia, które stały na blacie, na moją twarz wpłynął szeroki uśmiech. Przejechałem delikatnie palcami po naszym wspólnym zdjęciu, które zostało zrobione nad Tamizą.

- Podoba Ci się ? - nagle usłyszałem głos Louisa, który po chwili podszedł do mnie. W rękach trzymał bukiet przepięknych róż. W moich oczach stanęły łzy, gdy wszystko poukładałem sobie w jedną całość. Teraz już wszystko było jasne.Wiedziałem....dziś wypadała nasza rocznica. Gdy sobie to uświadomiłem po moim policzku spłynęła łza, którą natychmiast starłem. 

- Ale Louis....wiesz, że nie musiałeś...mi wystarczyłoby pooglądanie....- nie dokończyłem, ponieważ Louis podszedł do mnie, po czym przyłożył jednym palcem do moich ust. 

- Ale chciałem - szepnął, wręczając mi bukiet kwiatów, które natychmiast przyjąłem z niewiarygodnie szerokim uśmiechem. Spojrzałem na niego, po czym przybliżyłem się i złożyłem czuły i długi pocałunek na jego malinowych ustach. 

Po chwili się od siebie oderwaliśmy i spojrzeliśmy sobie o oczy. Widziałem w nich lśniące iskierki. W tych wszystkich świeczkach wyglądał jeszcze piękniej. Chwilę później chwycił mnie za rękę, po czym wkroczył ze mną do jadalni, gdzie czekała na mnie kolejna niespodzianka. 

- Lou - szepnąłem, mocniej ściskając jego dłoń. Spojrzał na mnie, po czym wziął ode mnie kwiaty i odstawił je, a sam pociągnął mnie w stronę krzesła. Odsunął je, a ja przytulnie przyjmując jego niemą propozycję i  usiadłem. Lou zajął miejsce naprzeciwko mnie, po czym założył mi lazanii. Gdy powiedzieliśmy sobie smacznego, zaczęliśmy jeść. Potrawa była naprawdę pyszna. I zastanawiałem się kto ją przyrządził, bo jeśli Louis to świat się koczy...

- Smakuje Ci ? - spytał po chwili, a ja jedynie pokiwałem twierdząco głową. 

- Sam to przyrządziłeś ? - zagadnąłem, gdy ten chwycił kieliszek z winem. 

- Hazz...gdybym ja to przyrządził to teraz moglibyśmy znajdować się w szpitalu na ostrym dyżurze - powiedział, po czym obydwoje zaśmialiśmy się. 

- A więc kto ? - zapytałem bardzo ciekawy, spoglądając na niego. Dziś wyglądał wyjątkowo radośnie. Cały był rozpromieniony, a z jego twarzy chociaż na chwilę nie schodził uśmiech...zresztą tak samo było ze mną. Cały czas się uśmiechałem. Ale to wszystko przez tego pokręconego chłopaka, dzięki któremu tak naprawdę teraz tu jestem....z nim. 

- Danielle i Perrie- wyszeptał po chwili podnosząc kieliszek z winem. - Więc...wypijmy za naszą trzecią rocznicę. Za to, że jesteśmy teraz tu razem i nic ani nikt nas nie rozdzielił. Że mimo przeciwności losu, nasza miłość nadal jest tak samo silna jak przedtem. Po prostu za nas - powiedział wznosząc toast. 

- Za nas...-szepnąłem, po czym wypiłem łyk czerwonego wina, które swoją drogą było przepyszne. Lou musiał się naprawdę postarać. Załatwił czerwone róże, mnóstwo świeczek zapachowych i tak dobre wino. Nie mogłem uwierzyć, że to wszystko spotkało mnie. - Jest tak wiele rzeczy za co Cię kocham i nie mówię tego ot tak sobie. Jesteś tym jedynym...przedtem...nie było nikogo kto by sprawił, że moje serce zacznie bić w tak szybkim tempie, tylko i wyłącznie za sprawą pocałunku czy dotyku. Nikt nie patrzył się na mnie w taki sposób jak robisz to ty. Jestem Ci za to tak cholernie wdzięczny....za to, że jesteś teraz przy mnie i się do mnie uśmiechasz. Za to, że każdego dnia mówisz mi Kocham Cię. Że mnie całujesz, przytulasz pocieszasz i mówisz, że wszystko będzie dobrze, gdy ja płaczę....Za to, że jesteś ze mną, bo to ty Louis jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. - szepnąłem ledwie powstrzymując łzy. Mówiłem to wszystko z serca. Nie ot tak, tylko i wyłącznie po to, aby atmosfera była tak romantyczna jak do tej pory. Mówiłem to wszystko bo taka była prawda. To wszystko dzięki Louis'owi i gdyby nie on, to nie wiem jakby teraz wyglądałoby moje życie...ale wiem, że na pewno nie byłoby takie jak jest teraz. 

- Kocham Cię Harreh - szepnął, po czym pocałował mnie. Nie odrywając się od niego, wstałem z krzesła, po czym chwyciłem go za rękę i pociągnąłem w stronę naszej sypialni. Oj...coś mi się wydaje, że ta noc będzie baaardzo długa.           

3 komentarze:

  1. Hejka,
    dzięki, że mnie poinformowałaś o nowym rozdziale, który jest ZAJEBISTY...
    Kocham Twoje opowiadanie.
    Jakie to romantyczne, że Lou się tak stara <3
    Czekam z niecierpliwością na następy rozdział !!
    Pozdrawiam
    pycia

    OdpowiedzUsuń
  2. Co mam powiedzieć...?
    Jest jednym słowem... - ZAJEBISTYŚWIETNYKOCHAMTO <3 ^^
    Ja chcę już rozdział *,*

    OdpowiedzUsuń